sobota, 30 marca 2013

Mów szeptem, jeśli mówisz o miłości


Tytuł: Mów szeptem, jeśli mówisz o miłości.
Bohaterowie: Harry Styles, Louis Tomlinson, Liam Payne, Niall Horan, Zayn Malik.
Opis: Louis wraz z zespołem (Niall, Liam i Zayn) przyjeżdżają do matki Louisa na wakacje. Chłopcy zastają w domu nie tylko jego matkę i siostry, ale znienawidzoną przy Louisa ciotkę wraz z towarzyszem.


Stojąc pod moim rodzinnym domem obracam się w stronę chłopaków. Dotychczasowy sens mojego życia. Nasze sukcesy w X-Factorze i dwie wydane płyty. Nie wiem co bym zrobił teraz bez tych trzech idiotów. Zayn może dla każdego okazał by się dupkiem bez serca, który nie widzi nic poza czubkiem własnego nosa, ale tylko my tak naprawdę wiemy, że serce ma ogromne. Jego ciemne oczy potrafią zawrócić w głowie nie jednej dziewczynie. Dość zabawnie to wygląda, jak idzie ulicą swoim krokiem bad boy'a i dosłownie każda, uwierzcie mi, KAŻDA dziewczyna się za nim ogląda. Tuż obok niego stoi Liam. Wydaje się bardzo odpowiedzialny i uczciwy. Szczerze ? Nic bardziej mylnego. Nie raz ma głupsze pomysły niż wszystkie nasze razem wzięte. No i wreszcie Niall. Nasz żarłok. Potrafi pochłonąć niezliczone ilości jedzenia, a wcale nie tyje. Wykreowany na osobę bardzo wesołą i pozytywnie nastawioną do świata. Jednak gdy kamery i aparaty znikają robi się cichy, często rozmyśla. Jesteśmy wykreowani na totalne przeciwności swoich osobowości. Bo na przykład ja, niby ten śmieszny i uwielbiający marchewki. Szczerze nienawidzę marchewek i jak to wszyscy uważają: jestem arogancki, bezczelny i egoistyczny.
Teraz gdy stoimy pod tym nieszczęsnym domem, do którego moja mama zgodziła się zaprosić trójkę tych debili, bo jak to ona stwierdziła: to będzie dobry pomysł bym poznała całe One Direction. Jak chce to ma, byle by jej domu nie roznieśli...
- Dobra chłopaki - zacząłem - starajcie się zrobić dobre wrażenie.
- Spokojnie stary, przecież Ci nie zrobimy przypału. - powiedział Zayn spoglądając na chłopaków. Niall i Liam przytaknęli, co mogłem uznać za dobry znak. Zadzwoniłem więc do drzwi.
W progu stanęła moja mama, jak zwykle radosna i pogodna, a tuż za nią wyłaniały się bliźniaczki, Daisy i Phoebe.
- Cześć mamo ! - krzyknąłem i od razu zostałem zgnieciony w objęciach mamy. Za sobą usłyszałem tylko donośne śmiechy chłopaków.
- Tak się cieszę, że Cię widzę. - powiedziała mama odsuwając się na długość ramion i przyglądając mi się od dołu do góry - No i wreszcie poznam chłopców. Chodźcie no tutaj.
Wykorzystując sytuację przekroczyłem próg domu i przywitałem się z bliźniaczkami. Kątem oka ujrzałem też Lottie, która rozmawiała przez telefon zapewne z Felicite, która jest teraz u babci, bo uparła się, że chce tam spędzić wakacje. Pomachałem jej tylko nie chcąc przerywać w rozmowie i zaczekałem na mamę.
Gdy już ta w końcu wymęczyła moich kumpli, zaprowadziła nas do salonu kierując w między czasie naszych ludzi, gdzie mają zanieść nasze bagaże.
- No więc kochani chciałam wam już dawno powiedzieć, ale stwierdziłam że z tym poczekam. Otóż przyjechała do nas ciotka Caroline. - powiedziała, co spotkało się z moim jęknięciem. Nie przepadałem za nią. Niby była miła, ale była strasznie pokręcona. Była tak wielkoduszna, że wszelkie możliwe zwierzęta przygarniała pod swój dach. Ostatnio w lesie znalazła jeża i przygarnęła go do domu, twierdząc, że pewnie samemu mu smutno. - Ale nie przyjechała sama. - no tak, pewnie przyjechała z siedemnastoma kotami. - Ciotka zdobyła się na cudowny gest i wzięła pod swoją opiekę pewnego młodzieńca, który też tutaj będzie mieszkał. Po śmierci jego rodziców nie miał gdzie się podziać. Ma dopiero 19 lat, więc ciężko miał ze znalezieniem pracy. Mam nadzieję, że go zaakceptujecie chłopcy.
No ludzie święci, ciotka Caroline ratuje biedną sierotę. Bo się popłaczę.
Idąc w stronę salonu dochodziły do nas już coraz głośniejsze śmiechy. Spojrzałem na chłopców, ale oni jak gdyby nigdy nic szli przed siebie uśmiechając się szeroko. Gdy dotarliśmy do salonu, który jest najjaśniejszym pomieszczeniem w domu składającym się z beżowej kanapy i stolika z ciemnego drewna oraz z licznych półek z książkami, dostrzegłem dwie postacie siedzące tyłem do nas. Jedna to oczywiście ciotka. Od razu poznałem ją po utlenianych na platynę włosach, a obok niej siedział ktoś o kędzierzawej czuprynie. Zawzięcie o czymś dyskutowali i co chwila wybuchali śmiechem.
- Oh gdzie moje maniery. - powiedziała ciotka wstając z kanapy i podbiegając do nas po kolei ściskając. - Jak zapewne wiecie bądź też nie, jestem ciotką LouLou.
- Nie mów tak do mnie. - warknąłem, na co mama od razu mnie szturchnęła.
- Harry chodź no tu do mnie - powiedziała zachęcając chłopaka ruchem dłoni. Chłopak wstał i podszedł w naszą stronę. Mógłbym przysiąc, że gdybym był dziewczyną poleciał bym na niego od razu. Podczas uśmiechu ukazywały się urocze dołeczki w policzkach, a jego zielone oczy błyszczały szczęściem. - To jest Harry i spędzi z nami wakacje. Myślę, że nie muszę nic mówić bo z biegiem czasu sami się doskonale poznacie i mam nadzieję zaprzyjaźnicie. A teraz migiem do pokoi bo już dochodzi siedemnasta. Odświeżcie się szybko i zejdźcie na kolację.
Posłusznie więc udaliśmy się do pokoi, a wraz z nami moja siostra Lottie. Stojąc w korytarzu zerknąłem na siostrę i czekałem na rozwój zdarzeń, bo nie wydaje mi się żebyśmy wszyscy spali w jednym pokoju.
- Więc tak. - zaczęła - Zayn, Niall i Liam macie pokój ostatni na lewo. - powiedziała i zaczęła schodzić po schodach.
- A ja ? - zapytałem zamieszany.
- No jak to co ? Przecież masz tu swój pokój.
Podchodząc pod drzwi do swojego pokoju delikatnie naparłem na klamkę i przywitał mnie widok nie tylko moich rzeczy, ale także sąsiednie łóżko po drugiej stronie ściany. Lekko zamieszany wszedłem dalej i opadłem na moje łóżko. O dziwo mój nowy znajomy Harry usiadł na sąsiednie.
- A ty tu czego szukasz ? - zapytałem przyglądając się mu. Jak on mógł być tak wiecznie radosny ?
- Twoja mama stwierdziła, że lepiej będzie jak będę dzielił pokój z tobą, niż z którymś z chłopców - powiedział przybierając zabawny wyraz twarzy i nakreślił w powietrzu cudzysłów - bo swojego syna zna najlepiej i wie, że na pewno się zakumplujemy.
Przytaknąłem tylko odwracając się przodem do ściany lecz po chwili namysłu odwróciłem się przodem do mojego współlokatora, który dalej siedział w tej samej pozycji.
- Nie miałem okazji Ci się nawet przedstawić. Nazywam się Louis. - powiedziałem podając mu rękę.
- Daj spokój, nie musisz się przedstawiać. Kto by was nie znał. - zaśmiał się lecz podał mi rękę. - Jestem Harry, ale to już wiesz.
Postanowiłem przerwać tą rozmowę, bo nigdy nie byłem dobry w gatkach typu: cześć, skąd pochodzisz. Zawsze wszyscy w takich rozmowach byli tacy sztuczni i przesadnie mili. Udałem się więc do krainy marzeń wkładając w uszy słuchawki i rozmyślając o dalszej karierze naszego zespołu.
W czwórkę stanowiliśmy zgraną paczkę, wiecznie nierozłączni. Gdy przychodziliśmy na jakąś dyskotekę parkiet był nasz. Wszystkie dziewczyny były nasze. Ale czy mi się to podobało ? Czy podobały mi się te klejące się do mnie dziewczyny na jedną noc ? Pragnąłem stabilizacji.
Do moich uszu dobiegł dźwięk odkręcanej wody. Harry pewnie bierze prysznic. Spoglądając na jego część pokoju widzę dużo ramek ze zdjęciami. Wiem, że nie powinienem ich oglądać bo to prywatna sprawa i mógłby sobie tego nie życzyć. Jednak ciekawość bierze górę.
Na zdjęciach widzę Harrego jako małego chłopca wraz z rodzicami. Widzę pełno radosnych chwil w jego życia. Jednak tylko jedno zdjęcie przykuło moją uwagę. On w objęciach jakiegoś chłopaka. Ich radosne twarze zwrócone ku sobie, ich spojrzenia skierowane na usta. Coś było w tym zdjęciu niesamowitego. Może to malowniczy krajobraz za nimi ? Zachód słońca nad jakimś stawem. Ławka. I oni w swoich objęciach. Chłopak obejmujący Harrego patrzy na niego z troską. Sam chciałbym, by ktoś tak na mnie popatrzał. Nie jak na obiekt na jednonocną przygodę. Czy to może moje partnerki nie dorosły do związku, czy może ja sam się przed tym bronię ? Czy czekanie na właściwą osobę ma sens ? Czy mam pewność że w ogóle ją spotkam ?
- Nie ładnie tak oglądać cudze rzeczy. - usłyszałem głos za sobą i momentalnie ugięły się pode mną kolana. Spojrzałam przestraszony na chłopaka próbując wydukać przeprosiny. - Nic się nie stało. - powiedział jakby czytał w moich myślach. Uśmiechnął się promiennie, a ja dopiero teraz zauważyłem że stoi tu przede mną pół nagi, niekrępujący się moją obecnością Harry. Dookoła bioder ma zawiązany ręcznik, który wisi niebezpiecznie nisko. Gdyby to był jeden z chłopaków, prawdopodobnie nic bym sobie z tego nie zrobił, ale fakt że stoi przede mną homoseksualista z uroczymi loczkami z których kapią krople wody i jego ciało jest nadal mokre... - Aż tak Ci się podobam ? - zapytał śmiejąc się.
- Yyy. Co ? - brawo Tomlinson. Tylko tyle udało Ci się powiedzieć ?
- Prawie ślina Ci po brodzie kapie. - i znów ten dźwięczny śmiech.
- Przepraszam. - wydukałem mijając go.
- Przyznaj się chociaż przed samym sobą. - zatrzymał mnie jego głos. Stojąc już przy drzwiach obróciłem się przodem do niego z dziwnym wyrazem twarzy. Harry widząc moje zdezorientowanie dodał: - Przyznaj się że Ci się podobam. - nie wytrzymałem. Że niby on mi się podoba ? Dobre sobie...
- Nie schlebiaj sobie. - warknąłem i wyszedłem z pokoju.

Wchodzę do pokoju chłopaków i zastaję ich w totalnym bałaganie. Rozpakowywanie nie idzie im najlepiej i wykłócają się, kto spakował czyje ciuchy. Chłopcy mieszkają w oddzielnym pokoju dla gości, który jest dość duży. Mama specjalnie dostawiła jedno łóżko, by się pomieścili. Uwierzcie mi czy nie, ale chłopcy są zachwyceni domem i okolicą, tylko nie Zayn, który dostał za mało półek z łazience na swoje kosmetyki do stylizacji włosów. Usiadłem spokojnie na jednym z łóżek, przyglądając się tej zabawnej sytuacji, jak wszyscy w skupieniu doszukują się swoich rzeczy i starają się zagospodarować im miejsce.
- Chłopaki, co wy na to żeby gdzieś wyjść ? - zapytałem głośno, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
- Nie mam sił na żadne imprezy ! - krzyknął Liam - Upijecie się i będziemy mieć na pieńku z Twoją mamą.
- Ja nie mam siły ruszać się z domu, jak chcecie to idźcie, ja zostanę. - odezwał się Zayn.
No ładnie. Sypie się nam ekipa. Ja bym chciał iść na imprezę. Liamowi nie pasuje. Niall to pewnie by chciał jeść. Na wycieczkę do pizzerni na pewno by się ucieszył.
- To może pójdźmy pograć w kosza ? Mamy lato, jest ciepło, długo jest jasno... - próbowałem zachęcić chłopaków, na co Niall od razu przytaknął zadowolony głową, a Liam trochę pogłówkował i przyznał mi, że to dobry pomysł.
- Zapytajmy Harrego czy pójdzie z nami. - zbyt entuzjastycznie zaproponował Niall.
- Nie wydaje mi się żeby chciał z nami iść. - próbowałam go przekonać.
- Sprawdźmy, czy masz rację. - odezwał się roześmiany blondyn.

Jak pewnie wiecie, moje próby i starania na nic. Po zjedzonej kolacji - która nawiasem mówiąc była strasznie krępująca, ponieważ wypytywanie się o każdy szczegół, nie było na miejscu, no ale ciotka to ciotka - udaliśmy się do parku wraz z Niallem, Liamem i Harrym. Tak, Harry zgodził się iść z nami...
Gdy już dochodziliśmy w stronę boiska, czułem na sobie wzrok mojego nowego współlokatora. By się upewnić odwróciłem się i napotkałem jego parę zielonych oczu wpatrującą się we mnie z wielkim uśmiechem na twarzy.
- To mamy dwóch na dwóch. - odezwał się Liam kozłując piłkę i obejmując Niall'a. Serio ? Czy on właśnie zasugerował mi, że mam być z Harrym przeciw ich dwójce ? Są tak świetni w kosza, że nie mamy żadnych szans...
Walka toczyła się równo, albo to za sprawą, że chłopcy dawali nam fory, albo że Harry radził sobie rewelacyjnie. Za każdym razem trafiał do kosza !
Ostatnie punkty do zdobycia, widzę, że chłopcy już nie dają rady, a Harry jest dalej pełny energii. Ja juz też ledwo żyję i mam ochotę położyć się na ziemi i zacząć protestować. Stoję tak podpierając dłonie o kolana lekko pochylony i czuję czyjeś zaciskające się dłonie na moich pośladkach. Obróciłem się zdezorientowany i za mną stał nie kto inny jak pan: Jestem Wspaniałym Sportowcem.
- Postaraj się Loueh, wiem że damy radę. - powiedział pochylając się nade mną.
Moje serce stanęło na moment, a żołądek fiknął koziołka. Czy to za sprawą chłopaka, który mimo, że był niesamowicie seksowny to także wysportowany ? Kiedy w końcu przyznam się przed samym sobą, że jestem biseksualny ?
Zrobiłem wszystko co w mojej mocy. Dla Harrego. Wygraliśmy. Nic nie mogło się równać do widoku radości na jego twarzy.
- Dobrze sobie radziłeś Loueh. - i znów to przezwisko. Loueh...

Spoglądam w lustro i widzę swoją zmęczoną twarz. Po dzisiejszej grze w kosza jestem tak wykończony, że prawie zasnąłem pod prysznicem...
- Louis ty sieroto - mruknąłem do siebie zauważając brak ciuchów w łazience. Owinąłem ręcznik wokół bioder upewniając się jeszcze przed wyjściem, że jest zawiązany na tyle wysoko by nie kusić mojego lokatora geja. Otwieram więc po cichu drzwi od łazienki i podchodzę do komody z ubraniami. Wysuwając jedną ze szuflad poszukuję jakiejś luźnej koszulki do spania, gdy nagle czuję przylegające czyjeś ciało do moich nagich pleców.
- W takim wydaniu jesteś całkiem pociągający Loueh. - usłyszałem za sobą głos Styles'a. Jego zachrypnięty i seksowny głos. - Chociaż w takim wydaniu wyglądasz, jeszcze lepiej. - odezwał się ściągając ze mnie ręcznik. W tej chwili stałem zupełnie nagi i bezbronny. Myśl, że za mną stoi całkowicie napalony Harry sprawiała, że moja męskość niebezpiecznie się podnosiła. Mimo, że nigdy nie pociągali mnie mężczyźni On był inny. Nie wiem czy to za sprawą ciekawości czy czystego pożądania gwałtownie się odwróciłem i złączyłem nasze usta w pocałunku, łapiąc jedną dłonią jego kark, by uniemożliwić mu odsunięcie się.
Myślicie że Harry protestował ? Wręcz przeciwnie. Oparł swoje dłonie na moich biodrach i przycisnął bliżej siebie, na co ja pisnąłem. Stał przede mną w samych bokserkach i starej, wymiętej koszulce. Niepewnie pogłębiłem nasz pocałunek, chcąc by trwał wieki. Całkowity heteroseksualista poddał się pożądaniu zaledwie po kilku godzinach spędzonych z tym kędzierzawym chłopakiem. Mogłem czuć się szczęśliwy i spełniony. Oderwałem się od Harrego z mlaskiem spoglądając w jego oczy pełne żądzy.
- Nie mówmy nikomu. - powiedziałem drżącym głosem. Ten zaś przytaknął mi głową na znak zgody ciągnąc mnie za rękę w stronę jego łóżka. Z mojego mózgu zrobiła się papka. Napalony Harry, w jednym łóżku ze mną. Rzucił mnie brutalnie na pościel, której zapach drażnił moje nozdrza swoją intensywnością, zapachem owoców i cynamonu. Mój prywatny afrodyzjak. Z przyjemnością zanurzyłem się w miękkim materacu i od razu zostałem przygnieciony przez ciało Harrego. Biło od niego niesamowite ciepło, a jego oddech tuż przy moim uchu sprawił, że zadrżałem.
- Loueh... Nawet nie wiesz jak bardzo Cię pragnę. - powiedział przygryzając płatek mojego ucha na co wydałem stłumiony jęk.
- Jestem Twój Harreh, tylko twój. - powiedziałem w nagłym przypływie odwagi.


Tak jak ustaliliśmy nikt się nie dowiedział o naszym wieczornym wybryku.
Podczas śniadania Harry posyłał mi znaczące spojrzenia, albo chcąc zrobić mi na złość często oblizywał wargi, bądź też wkładał rękę pod swoją koszulę drapiąc się po obojczyku, odsłaniając tym kawałek jego umięśnionego brzucha.
Początek wakacji zapowiadał się ciekawie. Częste wypady do klubów, które kończyły się wizytą w jednej z kabin w toalecie. Z Harrym oczywiście. Częste wypady na basen gdzie mogłem podziwiać jego idealne ciało, nie móc go dotknąć w żaden nieprzyzwoity sposób.
Dopiero w zaciszu naszego pokoju mogliśmy być blisko. Mogliśmy poczuć naszą miłość.
Tak właśnie dzięki cioci Caroline poznałem chłopaka, w oczach którego byłem idealnym facetem. Kto by pomyślał, że miłość tak może zmienić człowieka ?
Dzięki ciociu.



DZIĘKUJĘ ZA PONAD 2 400 WYŚWIETLEŃ !!!

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 12


- 19 października - obiło mi się echem po głowie. Nie potrafiłam nic powiedzieć. Wciągnęłam tylko gwałtownie powietrze zastanawiając się, jak to się stało. Co ja tu właściwie robię ?
- Amber... - kontynuował Louis - Jest wiele rzeczy, które musisz wiedzieć. Wiele się działo, jak Cię tu z nami nie było. - powiedział wpatrując się w swoje dłonie. Zastanawiałam się tylko, ile zdążyło mnie ominąć ciekawych rzeczy. Ile rzeczy wszyscy robili beze mnie. Ile posiłków zjedli, ile razy wyszli do kina, ile razy wyszli na spacer. Beze mnie.
Wpatrywałam się w Louisa, który wyglądał na przemęczonego. Coś w podświadomości podpowiadało mi, że to jego słyszałam, że to on przy mnie był. Że to ja byłam powodem jego zmęczenia... Jego opuchnięte oczy od płaczu, jego blada twarz. Mogła bym przysiąc, że bardzo schudł. Wyglądał jak wrak człowieka. Ja leżę tu podpięta do przeróżnych maszyn, a on po prostu siedzi, nie wiedząc od czego zacząć. Jego dłonie się trzęsą, a usta co chwilę otwierają się, na chęć powiedzenia czegoś i gwałtownie się zamykają odpuszczając ten pomysł. W moim umyśle krążą setki wspomnień. Poznanie się z Jess w pierwszej klasie. Pamiętam jak siedziałam sama w ławce i właśnie ona podeszła do mnie, pytając czy może się dosiąść. Włosy idealnie zaczesane w wysoki kucyk, fioletowa sukienka w różowe serduszka i białe podkolanówki. Zaszczyciła mnie swoim pięknym uśmiechem, na co ja kiwnęłam głową na znak zgody. Od tego momentu byłyśmy nierozłączne. Moment w którym rodzice powiedzieli mi i mojemu bratu, że się rozwodzą. Myśl nie do zniesienia. Aż wreszcie przyjazd tutaj. Poznanie Harry'ego i Naomi. Odkąd tu przyjechałam wszystko się zmieniło.
- Louis proszę. Powiedz coś. - powiedziałam spoglądając na przyjaciela.
- Za kilka dni będziemy mogli Cię stąd zabrać... Twój tata powiedział, że przyjedzie tu po Ciebie. Wszystko będzie jak dawniej obiecuję. - mówiąc to pochylił się nade mną i ucałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się smutno, widząc jak macha mi na pożegnanie i wychodzi za drzwi.
Nie pozostało mi nic innego jak czekać...

*kilka dni później*
Otwieram leniwie zaspane oczy i powoli podnoszę się do pozycji siedzącej. Rozglądam się po pokoju i widzę, że świat dopiero budzi się do życia. Pojedyncze promienie słońca wpadają do pokoju. Siedzę w półmroku zastanawiając się ile te 'kilka dni' może trwać. Kiedy wreszcie przyjedzie po mnie mój tata. Spoglądam na szafkę nocną i widzę kopertę z moim imieniem. Łapię ją drżącymi dłońmi i delikatnie rozrywam papier. Wyciągam z niej zdjęcie. Nie żaden list czy nawet testament. Po prostu zdjęcie, na którym jestem ja z Jess. Obie uśmiechnięte zamknięte w żelaznym uścisku.
- Pomyślałem, że chciała by żebyś je miała. - usłyszałam głos taty. Jednak on widząc moją dezorientację podszedł do mnie i przysiadł na skraju łóżka. - Wiem, że to może być dla Ciebie trudne - zaczął powoli - ale już mamy październik. Szkoła się już dawno zaczęła. Jess musiała wrócić i... - przerwał.
- I co tato ? - zapytałam niecierpliwie.
- Kochanie. Ona miała wypadek. - to co usłyszałam całkowicie odjęło mi mowę. Opadłam bezwładnie na łóżko. Nie chciałam już nic słyszeć, chciałam żeby wyszedł i mnie tu zostawił. Wszystkie wspomnienia zaczęły wracać, każde jej słowo obijało mi się o czaszkę.

W drodze powrotnej oparłam głowę o szybę w celu krótkiej drzemki. Jednak pomysł okazał się beznadziejny, ponieważ liczna ilość dziur w asfalcie całkowicie mi to uniemożliwiła. Postanowiłam przetrwać w pozycji siedzącej, aż do naszego celu. Mianowicie, mojego domu.

Wchodząc na górę do swojego pokoju widzę zdjęcia rodzinne w ramkach powieszone na ścianie.
Tom zajmujące pierwsze miejsce w szkolnych biegach.
Tata z mamą na ślubnym kobiercu.
Tom wraz z naszym chomikiem Robinem, który uciekł po tygodniu mieszkania u nas. Biedaczek wolał się ewakuować, gdy mama dowiedziała się o jego istnieniu i zaczęła krzyczeć tak głośno, że słyszano ją na drugim końcu miasta.
Mama z tatą na ławce. Jeszcze tacy szczęśliwi i pełni miłości.
A gdzie ja ? Gdzie jakiekolwiek moje zdjęcie ?
Otwieram drzwi do swojego pokoju i tracę grunt pod nogami. W moim dawnym pokoju w którym mieszkałam razem z Jess zostało tylko idealnie pościelone łóżko, puste pułki, ściany bez żadnych zdjęć i rysunków. Po otworzeniu szafy widzę, że i również one są puste. Odwracam się w stronę drzwi do naszej łazienki i pierwsze co rzuca mi się w oczy to kartony na lewo od drzwi. Podchodzę do nich powoli je otwierając.
Moje rzeczy...
W kartonach były spakowane moje rzeczy !
Usłyszałam za sobą skrzypnięcie drzwi więc od razu się odwróciłam, mimo że wiedziałam że to tata.
- Dlaczego ? - zdołałam wydusić ze łzami w oczach.
- Nie było szans abyś się wybudziła...
- Jasne ! Rozumiem ! Myśleliście wszyscy, że już nie przekroczę progu tego domu ?! Dobrze myśleliście ! Nie mam zamiaru to wracać ! - wykrzyczałam ojcowi w twarz i wybiegłam. Zwyczajnie przed siebie, traskając donoście drzwiami. Oczywiste mogło się wydawać to, że pobiegnę do Louisa. On jako jedyny zawsze mnie rozumiał.

Wbiegając po schodach w błyskawicznym tempie, wreszcie stanęłam pod drzwiami hotelowymi za którymi znajdował się Lou. Starając się uspokoić oddech podniosłam rękę i zapukałam w drzwi.
To co zobaczyłam całkowicie zwaliło mnie z nóg. Przede mną znajdował się Louis bez koszulki, w samych spodniach dresowych. Normalna dziewczyna umarła by z podniecenia, gdyby nie fakt, że miał na rękach małe dziecko. Przyglądałam się dziecku z wielkimi oczami nie wiedząc co jest grane.
- Od kiedy to bawisz się w niańkę ? - zażartowałam jednak gdy zauważyłam że jego wyraz twarzy jest spokojny i poważny zdębiałam.
- To moje dziecko Amber. - powiedział spokojnie.


Po pierwsze baaaardzo dziękuję za ponad 2 000 wyświetleń ! Wow. Nie spodziewałam się, że będzie was aż tak dużo.
Po drugie przepraszam za tyle czasu nieobecności, widzę że wiele was tu cały czas zaglądało z nadzieją na nową notkę i mam nadzieję że was nie zawiodłam, bo nie jestem zadowolona z rozdziału.
Planuję nowe opowiadanie. Tym razem zaplanowane szczegółowo, ponieważ te opowiadanie piszę spontanicznie. To co mi wpadnie do głowy to piszę. ;p
I chciałam was zapytać czy chcielibyście przeczytać ode mnie coś jeszcze ?
Nowe opowiadanie chciała bym zamieścić dopiero po epilogu, ale spokojnie. Na razie na epilog się nie zanosi. ; )
Zachęcam was do komentowania i obserwowania.

poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 11


Spadając z wielką siłą w dół, zastanawiam się co się dzieje. Powoli zaczynają docierać do mnie jakieś niezidentyfikowane szmery i głosy. Zastanawiam się, co pokusiło mnie, aby pójść tą ścieżką. Dlaczego nie zostałam w tym beztroskim świecie, gdzie mogę wzbić się ponad chmury, wesoło podśpiewując. Było tam tak dobrze. Z dala od codziennych problemów. Znajdowanie się gdzieś pomiędzy życiem, a śmiercią. Chciała bym cieszyć się tym stanem jeszcze trochę, chwilę, moment.
Moje klatka piersiowa ugina się pod wpływem czyjegoś nacisku. Czuję ukłucie w okolicy zgięcia łokcia. Po moim wiele rozchodzi się żar substancji, którą właśnie mi podano. Przed oczami mam wciąż pustkę. Ciężkie powieki protestują i nie chcą się otworzyć chociaż na moment. Do moich uszu dobiega głos starszego mężczyzny.
- Odzyskamy ją. - mówi głośno.
Moje ciało dalej jest ugniatane przez czyjeś silne dłonie. Zaczynam czuć w środku jakieś niepokojące stukanie. Coś, jakby chce rozsadzić mnie od środka. Zaczynam się martwić. Co, jeśli już nie wrócę do tego wspaniałego, bajkowego świata ? Co jeśli coś w środku mojego ciała chce mi uniemożliwić beztroskie życie tam ?
Boje się. Panicznie się boję. Różne głosy wokół mnie wirują. Nie jestem w stanie ich dokładnie zrozumieć. Wszyscy tak chaotycznie się wypowiadają i tak w szybkim tempie, że nie rozumiem ani słowa. Stukotanie w ciele narasta. Stuka rytmicznie, jak rytm do indiańskich tańców. Coraz bardziej boli mnie klatka piersiowa.
- Jej serce zaczęło bić. - usłyszałam niewyraźny głos kobiety.
Serce... Moje serce bije...

Siedzę skulona na krześle i co chwila ocieram policzki z natłoku łez. Kilka metrów przede mną widzę Louisa, bacznie stojącego przy drzwiach, oczekującego dobrych wieści. Jest taki silny. Tak bardzo wierzy w to, że wszystko będzie dobrze. Opuszczam swoje nibynóżki i podążam w jego stronę. Ledwo go poznałam ale już czuję że jest dobrym człowiekiem. Chce dla Niej jak najlepiej. To Ona jest teraz najważniejsza.
Stoimy tak chwilę w milczeniu. Żadne z nas nie potrzebuje słów. Stoimy tak po prostu rozmyślając o tych dniach, tygodniach, a nawet miesiącach bez Niej. Nic już nie jest takie samo.
- Proszę was o udanie się pana do domu, a pani do swojego pokoju. - dochodzi do mnie ochrypły głos lekarza wyłaniającego się zza drzwi. Louis przygląda mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. - Amber potrzebuje odpoczynku. Przyjdźcie jutro, dobrze ? - pyta starszy mężczyzna spoglądając na nas.
- Oczywiście. Przyjdziemy jutro. - mówię i staram się odciągnąć Louisa. - Chodź, musimy się przespać, oboje jesteśmy zmęczeni. Przyjdziemy tu jutro. Obiecuję. - W odpowiedzi dostaje tylko skinięcie głową.

Przemierzam korytarz w ciszy. Udaję się pod pokój Naomi, by oznajmić jej, że możemy już odwiedzić Amber. Po nieprzespanej nocy wyglądam jak zombie. Całą noc rozmyślałem o tym co skłoniło Amber do pójścia do lasu i co jej się tam stało.
Zawsze będę pamiętał o jej wiecznie wesołych oczach, które wpatrywały się we mnie tak, że miękły mi kolana. Zawsze będę pamiętał o jej pięknym uśmiechu, który rozświetlał każdy mój dzień. Zawsze będę pamiętał o niej, ale czy ona będzie pamiętała o mnie ? Czy śpiączka pozwoli jej na zatrzymanie wspomnień ? Czy natłok informacji pozwoli nam na dalszą przyjaźń ?
Nie chcę jej ranić. Nie chcę się przyznać do błędu. Boli mnie sama myśl, że mogła by się dowiedzieć o czymś tak okropnym. Pozostawię wszystko dla siebie. Dla jej dobra.

Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

Podchodzę pod pokój Naomi i zaglądam do niego. Widzę jak czarnowłosa zapina swoją bluzę i spina włosy w wysokiego kucyka. Podchodzi do mnie ciepło się uśmiechając. Nie znam jej długo, ale już zdążyła wzbudzić we mnie sympatię. Nie dziwię się czemu Amber jej zaufała i zaprzyjaźniła się z nią. Dzięki tej dziewczynie życie Amber nie legnie w gruzach. To Naomi zawsze przy niej będzie. To ona niczym anioł podniesie ją z każdego upadku i pokaże właściwą drogę. Myśląc o tym, nawet nie wiedziałem jak bardzo się mylę...
- Chodźmy już. - powiedziała moja towarzyszka i udaliśmy się pod pokój gdzie leżała Amber. Mała, krucha Amber. Dzięki której mam ochotę rano wstać i iść do niej. Spędzić cały dzień przy jej łóżku opowiadając jej, jak minął mi dzisiejszy dzień. Nie było to nigdy nic specjalnego, ale mimo to wiem, że ona mnie słyszała. Żałuję, że z biegiem czasu miałem coraz więcej pilnych spraw, przez co omijały mnie wizyty w szpitalu. To nie tak że ją zaniedbywałem. Po prostu obowiązki wzywały.
Stojąc już pod pokojem naszej przyjaciółki biorę głęboki wdech i zaciskam na ciężką klamkę. Drzwi otwierają się z cichym szelestem i do moich oczu uderza ciemność. Potrzebuję chwili, by oczy przyzwyczaiły się do niej. Powoli wchodzę do pomieszczenia dając znać Naomi że chcę porozmawiać z Amber sam. Ona tylko kiwa głową na znak, że się zgadza.
- Dlaczego tu tak ciemno ? - pytam po cichu.
- Nie chcę żebyś mnie oglądał w takim stanie. - odzywa się słabym głosem cicho łkając.
Zapalam światło i widzę w jakim stanie jest Amber. Jest blada, ma sine usta i wygląda tak słabo jakby zaraz miała zemdleć.
Jej zapłakane oczy przyglądają mi się ze strachem jakby bała się mojej reakcji. Uśmiecham się i podchodzę zapewniając że będzie w porządku.
- Lou... - zaczyna niepewnie - Ile to trwało ? - pyta patrząc na mnie wyczekującym wzrokiem, lecz ja nie wiem o co jej może chodzić. Widząc moje zamieszanie dodaje - No wiesz... Ile czasu spałam.
- Troszkę czasu... - odpowiedziałem przyglądając się jej. Spojrzała na mnie wykrzywiając twarz w grymasie. Wiedziałem że ta odpowiedź jej nie zadowoli.
- Którego dzisiaj mamy ? - szczerze nie chciałem jej odpowiadać na to pytanie. Fakt, że zapadła w śpiączkę w połowie lipca nie był pocieszający.
- 19 października - odpowiedziałem powoli.


Bardzo chciałam przeprosić, za to że tak krótko oraz za to, że od ostatniej notki minęło trochę czasu.
Może nie napisałam za wiele, ale chciałam dodać cokolwiek.
Strasznie Wam dziękuję za ponad 1800 wejść. To jest dla mnie tak wspaniałe, że nie potrafię w to uwierzyć. Dziękuję wam za komentarze, które mnie motywują. ; ) Oby dopisała mi wena, bo chciała bym napisać dłuższy rozdział, w którym będzie się trochę działo, bo ten rozdział wyszedł jakiś nudny.
Zachęcam do komentowania i obserwowania. ; )

Jak myślicie, jaką tajemnicę skrywa Louis ?