czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 5

Naprawdę nie czułem się dobrze w swoim nowym wizerunku. Miałem ochotę znów być sobą, ale nie mogłem. Moje największe marzenie właśnie się spełniało, a ja nie byłem w stanie się tym cieszyć. Oni nie zasługiwali na kłamstwo.
Moje oczy leniwie się otwarły i zostałem oślepiony przez światło padające wprost na moje łóżko. Męczący ból głowy po nieprzespanej nocy nie da mi dziś funkcjonować. Sięgnąłem po butelkę wody, która leżała pod łóżkiem i powoli zwlokłem się z niego. Dziękuję Bogu, że w domu panuje cisza, moi rodzice są w kościele, a ja mam cały dom dla siebie jeszcze jakieś pół godziny. Może nawet więcej... Moja mama uwielbia plotkować z Panią Smith z naprzeciwka. Zapowiada się wolne aż do obiadu, bo przecież trzeba obgadać Pheobe, która mieszka kilka domów dalej i pana Robinsona, który na pewno ma kochankę i zdradza swoją żonę. Nigdy nie zrozumiem kobiet...

Po prysznicu i doprowadzeniu się do porządku poszedłem do kuchni, w celu zjedzenia śniadania. W kuchni zostałem przyjaciółkę, co powinno każdego zaskoczyć, ale nie mnie. Uwielbiała wchodzić tu niespodziewanie i wyjadać ciasto upieczone przez moją mamę.
- Cześć głodomorze - powiedziałem i zgarnąłem ją w uścisk, po tym jak wstała i podbiegła w moją stronę.
- Jak po wczoraj ? - zapytała poruszając zabawnie brwiami.
- Świetne... Wręcz genialnie... Wiesz przecież, że już mam dość.
- Nie marudź ! - wykrzyknęła - Tego właśnie chciałeś. Teraz zwracając na Ciebie uwagę. I jeśli mam być szczera to Ci zazdroszczę. Zeszłej nocy Louis stracił dla ciebie resztki godności i obciągnął Ci w kiblu!
- Kate... Proszę cię, to już przestaje być fajne. A powracając do Louisa to stracił wiele w moich oczach. Zachował się jak dziwka. Nie powiem, że mi się nie podobało, bo było mi kurewsko dobrze, ale...
- Ale co ? - przerwała Kate. - Teraz wszystko się rozkręca. Nie możesz odpuścić. Zresztą... Przeglądałam twój telefon... widziałam zdjęcia...

Podczas spaceru w stronę London Eye pogoda nie była zła mimo, że wiatr z moich włosów zrobił kompletny bałagan.
- Więc jaki jest plan ? - zapytałem zrezygnowany.
- Harry tu przyjdzie dokładnie za kilka minut. Skup się. Jeśli on też okaże się łatwą dziwką, to z przykrością przyznam Ci rację i zakończymy tą zabawę, bo nie warto. Ale jeśli okaże się, że jest mega uroczy i spędzicie ze sobą całe życie, to mam prawo zażądać czego zechcę na urodziny...
- Przecież ty chcesz iść na randkę z Robertem Pattinsonem! Chyba nie myślisz, że Ci ją załatwię... - powiedziałem spoglądając na nią jak na cudzoziemca.
- Przestań narzekać i się rusz. Nie po to załatwiłam Ci randkę, żebyś teraz rozwodził się nad moimi marzeniami.
- To nie randka. To spotkanie. - powiedziałem kładąc nacisk na ostatni wyraz.
- Nazywaj to sobie jak chcesz, ja wiem lepiej...

Idąc już niestety samotnie, zastanawiam się czemu Harry zgodził się na rand... ekhem. Spotkanie. Widocznie polubił mój nowy wizerunek, którego ja nienawidziłem. Louisowi zawsze podobali się faceci niebezpieczni i seksowni. Ja zdecydowanie nie byłem ani jednym, ani drugim. Harry miał podobny gust. Chociaż może to presja Tomlinsona, a nie jego wybór. Gdzieś w głębi modliłem się, żeby tak właśnie było. Żeby Harry zaakceptował mnie takim, jakim jestem. Żeby zaakceptował takiego Nialla, jakbym zawsze byłem.
- Hej! - ktoś wykrzyknął opierając mi rękę na ramieniu.
- Zayn! Co ty tu robisz? - zapytałem dostrzegając jego ciemne włosy, które były tak perfekcyjnie ułożone, że aż poczułem się idiotycznie. Moje włosy były misternie ułożone i targał je wiatr. Moja twarz była niewyspana, a jego aż tryskała zdrowiem i promieniała. Mimo, że nie był w moim typie, to był bardzo przystojny.
- Muszę iść do ciotki. Mieszka niedaleko, a że jest chora to mama kazała mi ją odwiedzić. - powiedział i zmarszczył nos, przez co wyglądał komicznie.
- Przepraszam, ale muszę lecieć. Umówiłem się.
- Oh, no jasne, spoko. - odezwał się cicho z przygnębionym wyrazem twarzy. - Trzymaj się Niall. - i gdy już chciał odchodzić pociągnąłem go za ramię i zgarnąłem w uścisk.
- Trzymaj się Zayn.
Chłopak wyraźnie zaskoczony gestem odsunął się ode mnie, a zdezorientowanie na jego twarzy przemieniło się w piękny uśmiech. Kiwnął mi na odchodne głową i oddalił się w tłum ludzi.
Właśnie teraz musiałem zmierzyć się z Haroldem Stylesem, siedzącym na ławce, naprzeciw cukierni. Skłamałbym, gdybym powiedział, że wygląda źle. Harry zawsze prezentował się idealnie w swoich czarnych, ciasnych rurkach, które tak idealnie opinały jego nogi. Mimo wiosennej pogody na niebieską bluzę wyciętą w serek miał zarzuconą skórzaną kurtkę. Mimo, że mnie przed wiatrem skutecznie chroniła bluza... No cóż...
Rozwodząc się dalej nad jego wyglądem prześlizgnąłem się na jego sprężyste, czekoladowe loki. Siedział ze spuszczoną głową, przez co kilka z nich opadało mu na czoło. Mógłbym przysiąc, że wyglądam jak idiota stojąc w miejscu, prawdopodobnie z rozchylonymi ustami. Akurat w momencie, gdy zdałem sobie sprawę jak głupio muszę wyglądać i ruszyłem z miejsca, Harry podniósł głowę i spojrzał na mnie szmaragdowymi oczami i jego twarz rozjaśnił wspaniały uśmiech. Pomachał mi wesoło ręką i wstał z ławki podążając powoli w moją stronę.
- Cześć! - krzyknąłem do niego i natychmiast zostałem zgarnięty do niedźwiedziego uścisku. Jak Boga kocham, chyba złamał mi żebro!
- Niall! Tak się cieszę, że chciałeś się dziś ze mną zobaczyć! - wykrzyknął wprost do mojego ucha. No świetnie... Załatw mi jeszcze głuchotę... - Zabieram Cię dziś do mojej babci, bo chciała żebym przyszedł, a że ty dziś chciałeś się ze mną zobaczyć... - kontynuował ściszając głos - Ale zobaczysz że Cie polubi! - dodał entuzjastycznie.
Nie czekając na moją reakcję szarpnął moje ramię i swobodnie szedł. Mimo, że jest taki roztrzepany, jest w nim coś co wzbudza sympatię. Tomlinson wziął go pod swoje skrzydła i wykreował na niewiadomo kogo. A w gruncie rzeczy, Harry to całkiem fajny facet... Oby jego babcia też się okazała w porządku...


Wiem, wiem, wiem. Jestem okropna i czuję się źle z faktem, że pisanie rozdziału zajęło mi tak długo, z którego nie jestem i tak zadowolona. Mam nadzieję, że teraz nieco się rozkręci i wszystko pójdzie mi sprawniej ; )
I baaaaardzo dziękuję przeuroczemu Anonimkowi, za zrozumienie pod ostatnią notką. ;*
Jak już wspominałam Anonimki, podpisujcie się, żebym mogła was rozróżnić.

poniedziałek, 29 lipca 2013

Bardzo przepraszam.

Przepraszam wszystkich, którzy czekają na nowy rozdział. Wiem, że obiecałam dodać coś przed wyjazdem, ale wena na dobre mnie opuściła. Jest mi niesamowicie smutno, że straciłam dwóch obserwatorów i wyświetlenia prawie stoją w miejscu.
Bardzo chcę coś napisać, ale nie chcę wrzucić tu byle czego co Wam się nie spodoba. Liczę na wyrozumiałość i jeszcze raz bardzo Was przepraszam.

czwartek, 27 czerwca 2013

Myślał, że uśmiechnął się do niego los. Tak. Uśmiechnął się... ironicznie, przy okazji drwiąc z jego naiwności

Radośnie łapał wiatr, chłopiec o brązowych lokach. Zupełnie nic nie wiedział o życiu. Brał tyle, ile mógł. Czuł się jak wolny ptak, stojąc na siedzeniu przedniego fotela auta, przejeżdżając kabrioletem pół Anglii. Kochał te tajemnicze zakątki, które były tak niesamowicie piękne, że zapierało mu dech w piersiach. Krzyczał coś wesoło do kierowcy, którym był jego przyjaciel Niall. Znali się od dziecka, spędzając ze sobą każdą chwilę. Chłopak o zielonych oczach wesoło uniósł butelkę Jack'a Danniels'a i rozkoszował się uczuciem dymu w płucach. Marihuana dawała mu wszystko to, czego pragnął. Czuł, że może wszystko. Blondyn za kierownicą również popijał niejednokrotnie swoją brandy, mimo, że wiedział, że jazda po pijaku nie jest rozsądna.
Tuż za nimi zjawiło się auto. Kabriolet z trzema pasażerami. Trzeba było by być głupcem, by nie rozpoznać tej trójki. Sławny zespół, za którym piszczały miliony fanek. Istne dupki z niedopinającym się portfelem. Liam za kierownicą, Zayn tuż obok, a na tyle siedział Louis.
Lekko pijany Harry pomachał w ich kierunku licząc na jakąkolwiek reakcje. Jednak nic się takiego nie stało. Zostali wyprzedzeni przez czerwone auto w bardzo szybkim tempie. Chęć wyścigów była normalna w tym wieku. Każdy chciał szaleć, więc nie czekając ani chwili dłużej blondyn przygazował i zrównał się z czerwonym autem. Zdziwieni pasażerowie owego auta spoglądali z pogardą w ich stronę.
- Chcecie jointa ? - zawołał wesoło Harry wychylając się w stronę auta jadącego obok.
Chłopcy w samochodzie wymienili tylko zdziwione spojrzenia i prychnęli w stronę chłopaka.
- Ja chcę. - zaskoczył swoją odpowiedzą Louis nie tylko chłopaka o brązowych loczkach, ale także swoich towarzyszy. W połowie drogi, na ułamek sekundy ich dłonie się zetknęły. Chłopak w bluzce w paski zaciągnął się kilka razy i podziękował uśmiechem, oddając własność towarzysza.
- Mamy też mnóstwo alkoholu ! - krzyknął Niall uśmiechając się zadziornie.
- To przecież głupota ! Prowadzisz ! - wykrzyknął w jego stronę chłopak o kruczoczarnych włosach.
Rozmowy nie trwały długo. Louis natychmiast przekonał kolegów by dołączyć się do podróży z nieznajomymi. Pasiasty chwiejąc się przeszedł na samochód dwóch samotnych podróżników w trakcie jazdy, co spotkało się z krzykami jego znajomych dotyczących niebezpieczeństwa.
Louis nie myślał logicznie. Liczyła się dla niego tylko zabawa i chłopiec o pięknych zielonych oczach.
Wylądowali w motelu, w pokoju, który był zdecydowanie za mały dla całej piątki. Rozłożyli się na dwuosobowym łóżku podając sobie nawzajem jointa i whiskey. Liam padł ze zmęczenia i opierając się o szafkę zasnął, a Zayn stwierdził, że czas iść do samochodu po więcej trunków. Blondyn zaoferował, że pójdzie z nim mrugając porozumiewawczo do Harrego.

Blondyn wychodząc z motelu z chłopakiem o złotych oczach uśmiechał się sam do siebie, jakby wygrał w toto lotka. Właściwie za chwilę czekała go równie ekscytująca chwila. Wiedział, że ich nowi towarzysze mają dużo pieniędzy. Trzymając się tego samego planu blondyn otworzył bagażnik sięgając po alkohol i podawał go mulatowi. Widział, że chłopak przygląda mu się z niemałym zainteresowaniem więc Niall odkręcił butelkę czystej wódki i przechylił ją, upijając kilka łyków. Miał mocną głowę, robili to z Harrym co weekend. Podał butelkę Zaynowi przyglądając się, jak chłopak łapczywie spijał gorzką ciecz. Uśmiechnął się zadziornie i wyrwał butelkę z jego rąk. Swoje usta przycisnął do jego i przejechał dłonią po koszulce. Czuł napinające się mięśnie pod jego dotykiem i był z siebie zadowolony. Wiedział, że chłopak będzie łatwy i łatwo się podda. Doskonale wiedział jak zachęcić chłopaka i jak sprawić by był uległy. Widział w oczach mulata pożądanie - był na wygranej pozycji.
Po krótkim lecz namiętnym pocałunku blondyn pchnął Zayna na auto i złożył kilka mokrych pocałunków na jego szyi.
- Zayn, nawet nie masz pojęcia jaki jesteś gorący, od samego patrzenia na ciebie robię się twardy. - skłamał gładko. Blondyn za długo udawał, żeby naprawdę się podniecić na widok kogoś takiego. To było tylko zadanie do wykonania, a nie czas na czułości.
- Pieprz mnie. - wysapał Zayn łapiąc blondyna za kark. - Proszę. - powiedział spoglądając w oczy w kolorze błękitu oceanu. On nie wiedział. Nie znał zamiarów blondyna.
Mulat odwrócił się gwałtownie i zabrał się za ściąganie spodni. Gdy już opuścił je do kostek, Niall wyciągnął strzykawkę z tylnej kieszeni i wstrzyknął odurzającą substancję w udo chłopaka o kruczoczarnych włosach. Zobaczył jak jego mięśnie momentalnie wiotczeją i chłopak opada na ziemię.
- Słodkich snów. - mówi blondyn pochylając się nad jego uchem i sprawnie wyciągnął klucze i portfel z jego  kieszeni.

Harry doskonale wiedział, że wystarczy tylko słowo, a Louis zrobi dla niego wszystko. Sięgnął po telefon pasiastego i usiadł okrakiem na jego biodrach, co spotkało się z pytającym spojrzeniem pasiastego. Curly zupełnie nie wiedział co robi, nigdy nie było tego w planie, lecz postanowił zrobić wreszcie coś nowego. Ciągle te same scenariusze go nudziły. Zawsze musiał wymęczyć chłopaka tak, by nie był w stanie za nim podążyć. Nie chciał wypieprzyć Louisa jak zwykle robił to z innymi. Chciał zrobić coś nowego, ale nie był pewien do końca co mu zrobi.
Chłopak o czekoladowych lokach włączył nagrywanie w telefonie towarzysza i zaczął bawić się w kamerzystę.
Show czas zacząć.
- Jesteś taki przystojny. - powiedział kładąc wolną dłoń na policzku Louisa nie przestając go kamerować. Był szczerze rozbawiony tą sytuacją. To jak chłopak na niego reagował, było dla niego przekomiczne. - Nawet nie wiesz na co mam teraz ochotę. - kontynuował spoglądając na zaczerwienioną twarz towarzysza. Dyskretnie odwracając wzrok upewnił się, że Liam śpi i powrócił do przyglądania się swojemu obiektowi na dzisiejszą noc. Wstał z bioder chłopaka i usiadł na łóżku. - Rozbierz się dla mnie Loueh. - powiedział z lekkim uśmiechem.
Louis ochoczo ściągnął bluzkę i wyrwał telefon z rąk Harrego. Zdezorientowany Loczek spojrzał na niego i zrozumiał na czym polega zabawa. Teraz to on jest kamerowany. To Louis jest reżyserem.
- No dalej Hazza, rozbierz się. - powiedział chłopak chichocząc jak nastolatka.
Harry nie wykonał polecenia i pochylał się powoli nad Louisem tak, że musiał się położyć.
- To ja będę decydował co zrobię, a co nie skarbie. - powiedział buchając gorącym powietrzem w ucho pasiastego. Czuł jego erekcję ocierającą się o jego udo i już wiedział, że ma go w garści. Sunął ręką od jego obojczyka, powoli przejeżdżając po sutkach i wyrzeźbionym torsie. Był bogaty, więc na pewno spędzał wiele czasu na ekskluzywnych siłowniach. Był sławny, więc musiał dbać o swój wygląd. Jego ręka zatrzymała się na kroczu i lekko je ścisnęła co spotkało się z jękiem Louisa.
- Chyba Ci się podoba. - powiedział głębokim głosem spoglądając na dość dużych rozmiarów wybrzuszenie tuż pod jego dłonią. Spodnie wydawały się niesamowicie przeszkadzać chłopakowi, więc pomógł mu je ściągnąć i powrócił do poprzedniej pozycji. Kamera śledziła każdy ruch Harrego, a on kompletnie się tym nie przejmował. Nachylił się nad ustami Louisa i złożył na nich delikatny pocałunek.
- Będziesz mój kochanie. Nawet nie wiesz jaką mam cholerną na ciebie ochotę. - wymruczał Harry chcąc stwarzać pozory. Chciał by Louis poczuł się podniecony, chodź patrząc na stan rzeczy nie był pewien, czy da się być jeszcze bardziej napalonym. Sięgnął po pasiastą koszulkę i zawiązał ręce chłopaka o ramę łóżka, wyciągając telefon z jego dłoni.
Widząc jego zdezorientowane spojrzenie Harry musiał jakoś załagodzić sytuację. Dla ukojenia nerwów towarzysza, wlał mu do ust duża ilość alkoholu i widząc jego działanie mógł przystąpić do dalszej części planu.
- Chcę widzieć jak dochodzisz Loueh. - szepnął w jego usta i pocałował je tym razem dłużej. - Zrobię ci najlepszego loda jakiego ktokolwiek ci kiedyś zafunduje. - skłamał. Nie miał zamiaru obciągać Louisowi. Chciał tylko, by chłopak był spokojny. By myślał, że czeka go najlepsza noc w życiu.
Harry całował delikatnie jego szyję i obojczyk. Podniósł się na rękach podpierając się po obu stronach głowy Louisa i zauważył że chłopak zjeżdża wzorkiem w dół poruszając zabawnie brwiami.
- Przestań się tak ze mną bawić i weź się do roboty. - odezwał się swoim głosikiem.
- Najpierw musimy się czegoś pozbyć. - mruknął Harry spoglądając znacząco na bokserki Louisa. Ściągnął je powoli i wyszeptał zmysłowo: - Nie chcemy byś za bardzo krzyczał z podniecenia i obudził Liama, więc musimy coś z tym zrobić. - powiedziawszy to natychmiast zobaczył strach w oczach Louisa. Obwiązał twarz chłopaka bokserkami starając się wcisnąć jak najwięcej materiału do jego ust. Patrzył zadowolony na swoje dzieło. Wiedział, że chłopak jest skutecznie unieruchomiony. Nie miał szans żeby się teraz ruszyć, ani wołać o pomoc.
- Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym cię wypieprzyć Loueh. - odezwał się spoglądając na chłopaka, bezbronnego, brutalnie przywiązanego do łóżka.
Koniec nagrania.
Harry rzucił telefon gdzieś w bok i szybko wstał z łóżka sięgając po spodnie Louisa, wydobywając z nich to co najcenniejsze. Spoglądając bezczelnie w jego oczy, które w pełni mu ufały, uśmiechnął się triumfalnie i wyszedł w motelu zostawiając tam śpiącego Liama i bezbronnego, nagiego chłopaka przywiązanego do łóżka.



Niestety nie udało mi się napisać rozdziału, ale macie one shot. (zastanawiam się nad jego drugą częścią)
Mam nadzieję, że wam się podoba.
Dziękuję za wszystkie wejścia, obserwacje i komentarze. Jesteście wspaniali!

środa, 12 czerwca 2013

Rozdział 4

- Miło cię poznać Zayn. Dzięki tak w ogóle. - powiedziałem niezmiernie ciesząc się, że padło akurat na niego, a nie na niewyżytego seksualnie nastolatka.
- Nie ma sprawy. - odpowiedział i wyszczerzył się.
Przechodząc do dalszego udawania seksu, miałem z tego niezły ubaw. Zayn niesamowicie wczuwał się w rolę i co chwila musiał zakrywać ręką usta, by się nie zaśmiać. Sądząc po odgłosach z łazienki, Louis i Harry nadal tam byli. Stwierdzając z moim towarzyszem, że czas wyjść już miałem pociągnąć za klamkę, gdy chłopak nagle jęknął na całe gardło, spojrzeniem zmuszając mnie do tego samego. Po naszym "finale" Zayn odpiął mi rozporek i guzik, na co wystraszony odepchnąłem go.
- Spokojnie, chyba chcesz wyglądać realistycznie, nie? - szepnął.
Z dumą pierwszy wyszedłem z kabiny i widok jaki zastałem całkowicie mnie rozbawił. Harry i Louis gwałtownie odwrócili się w stronę lustra, udając, że myją ręce. Podszedłem powoli do nich zapinając spodnie i uśmiechnąłem się.
- Cześć wam. Nie spodziewałem się, że was tu zobaczę.
- Cześć Nialler. - odezwał się loczek przestając myć ręce i zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów.
Od niezręcznej chwili uratowało mnie skrzypnięcie drzwi od kabiny. Widząc dwie pary oczu wlepione w Zayna myślałem, że zaraz się poślinią, jak dalej będę stali z otwarta buzią. Chłopak uśmiechając się do mnie dumnie, podszedł w moją stronę i ku mojemu zdziwieniu dał mi soczystego buziaka, mocno łapiąc mnie za kark. Stałem oszołomiony, nie wiedząc gdzie prawo, a gdzie lewo. Brunet na odchodne puścił mi oczko, klepnął w pośladek i wyszedł z łazienki.
- Więc wy... no... - zaczął Harry lekko zdezorientowany i zdziwiony.
- Pieprzyliśmy się w toalecie? - zapytałem bezceremonialnie. - Tak. - potwierdziłem i spojrzałem w lustro. Zająłem się poprawianiem włosów udając, że to co przed chwilą miało miejsce było bez znaczenia.

Idąc w stronę baru napotykam parę brązowych oczu. Widzę cwaniacki uśmiech i już po chwili słyszę pytanie: - I jak? Uwierzyli? - kiwam tylko głową z zadowoleniem i wskazuję ręką na wyjście prowadzące na chłodne wiosenne powietrze. Wiosenne wieczory bywały dość zimne, więc zaraz po wyjściu otuliłem swoje ramiona dłońmi i zacząłem je pocierać. Przysiedliśmy na krawężniku przed klubem po prostu siedząc i nic nie mówiąc.
Zayn był ciekawą osobą. Wyglądał na kogoś godnego zaufania i kogoś, kto nadawał by się na przyjaciela. Był zupełnie jak Kate. Lubił się wygłupiać i zawsze musiał wykręcić jakiś numer. W oczach miał pewnego rodzaju błysk. Coś jak błysk na myśl o szatańskim planie, który własnie wpadł mu do głowy. Jego brązowe oczy były bez zwątpienia bystre. Włosy jak u biznesmena. Idealnie ułożone. Pewnie spędził godzinę na układaniu ich tak perfekcyjnie.
- Myślisz że uda Ci się z którymś z nich? - zapytał zaskakując mnie.
- Bo ja wiem...
- Podobasz się temu w lokach. Widziałem jak Ci się przyglądał. - na uwagę Zayn'a zrobiło mi się przyjemnie ciepło. Myśl, że faktycznie mogę się komuś podobać była fantastyczna. Jednak cała radość wyparowała ze mnie natychmiastowo. To nie ja mu się podobam. To moja gra mu się podoba. - Gdybyś tylko chciał, mógłbyś mieć kogo zechcesz, więc dlaczego wybrałeś akurat największych dupków? Słyszałem co o nich mówią...
- Po prostu oni są idealni Zayn! - warknąłem.
- Okej, jak sobie chcesz. - powiedział obojętnie i podążył w stronę wejścia.

Siedząc bezczynnie przy barze przyglądam się swojemu drinkowi. Trunek prawdopodobnie mi zaszkodzi, ale nie na tyle, aby urwał mi się film. Przyglądam się wszystkim ludziom w około myśląc, jak tu trafili. Czy może mają wyrozumiałych rodziców, czy też uciekli jak ja, czy może rodzice się nimi kompletnie nie interesują.
- Hej kolego - mruknął ktoś nad moim uchem owiewając je gorącym oddechem. - Może pójdziemy w jakieś ustronne miejsce? - zapytał przygryzając płatek mojego ucha i oplatając rękoma moją talię*.
Machinalnie odwróciłem się i widok uśmiechniętego Louisa był dla mnie wielkim szokiem. Chłopak chwiał się na nogach, podtrzymując się mojego ramienia. Przypuszczam, że gdyby nie podpora, to upadł by na ziemię. Wykorzystując sytuacje skinąłem głową. To całe udawanie skurwiela, własnie takim mnie robi. Louisowi urwał się prawdopodobnie film, więc nic nie będzie pamiętał.
Pociągnąłem go w stronę toalet, wiedząc, że tym razem to nie będzie udawanie. Byłem prawiczkiem, więc nie zamierzam pieprzyć się z nim w toalecie. Louis całkowicie mnie zaskoczył gdy po wejściu do kabiny upadł przede mną na kolana i zabrał się za odpięcie guzika w moich spodniach. Widząc jak pijany chłopak się męczy z jego odpięciem, zrobiłem to szybko za niego. Opuściłem spodnie do samych kostek i czekałem na dalszy rozwój zdarzeń. Zauważyłem moje nie małe wybrzuszenie w bokserkach i przeniosłem wzrok na mojego towarzysza, na co ten oblizał lubieżnie wargi przyglądając się mojemu kroczu. Poczułem się nieco niezręcznie, lecz czując sunący język po materiale moich bokserek krew z mojego mózgu odpłynęła do reszty. Louis szybko ściągnął moje bokserki i całował moje biodra oraz delikatnie głaskał mnie po udach. Widok mojego penisa żałośnie stojącego i domagającego się pieszczot tuż przed jego twarzą był niesamowicie gorący. Chłopak przejechał językiem po całej jego długości i już po chwili mogłem podziwiać jak cały znika w jego ustach. Jęczałem niesamowicie, szarpiąc go za włosy by nadać mu odpowiedniego rytmu. Możecie mnie uznać za kretyna, ale najszybciej jak mogłem wziąłem telefon w ręce i zrobiłem Louisowi zdjęcie. I kolejne. I kolejne. Poczułem jak powoli nadciąga mój orgazm. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, a nogi niebezpiecznie się chwiały. Natychmiastowo doszedłem w usta Louisa. Chłopak dzielnie przełknął to, co mu zaoferowałem, pozostawiając resztki mojego nasienia kapiących mu po brodzie. Kolejne zdjęcie.
Chłopak wstał z ziemi otrzepując swoje kolana i przywarł mocno swoimi ustami do moich. Ten moment zapamiętam do końca mojego życia. Chłopak, który jest mi całkowicie obcy, właśnie mi obciągnął w toalecie.

- Taksówka już jedzie! - krzyknęła Kate podbiegając do niej.
Ruszyłem za przyjaciółką i wsiadając do taksówki podałem swój adres.
- Myślisz, że moi rodzice się zorientują, że wracam o 5 rano?
- Coś ty. - powiedziała rozbawiona. - Jak pójdą do kościoła to szybko powiesz im, że przyjdziesz do mnie na obiad, a potem zrobimy projekt na fizykę. Na naukę raczej ci szlabanu nie dają.
- I co będziemy robić? - zapytałem podejrzliwie.
- Jeszcze się zobaczy. Ty lepiej opowiedz mi czemu na tak długo zniknąłeś w łazience z Panem Tomlinsonem. - powiedziała zabawnie ruszając brwiami.
- Widziałaś?
- No jasne, że widziałam. Opowiadaj...


* Faceci mają talię? O_o xd
Dziękuję wam kochani ! 56 komentarzy i ponad 450 wejść od ostatniego rozdziału. Jeszcze trochę i dobijemy do 4 tysięcy !
Nie potrafię tego pojąć, że tak bardzo wam się podoba opowiadanie ; )
Z góry przepraszam, za całkowite zawalenie scenki w toalecie. Nie potrafię pisać takich scen, ale ostatnio ktoś prosił o Nouisa, tak więc jest.
Rozdział nieco krótki, ale mam nadzieję, że szybko uporam się z kolejnym, bo w szkole już coraz więcej luzu. ; )
Zachęcam do komentowania i obserwowania. Dajecie mi niezłego kopa motywacji. ;*

niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział 3

- Cześć Harry. - powiedziałem spoglądając na zaspanego chłopaka. Harry bez skrępowania wstał z łóżka ukazując mi się w całej okazałości. Niemal dostałem zawału, widząc chłopaka tak, jak go Bóg stworzył. Przeciągnął się głośno ziewając, a następnie powolnym krokiem zgarniając swoje bokserki z ziemi ubrał je i ponownie się ułożył koło mnie. Leżąc oszołomiony nie umiałem wydać z siebie żadnego dźwięku. Co to do cholery miało znaczyć? Upiłem się i zachciało mi się seksu ze Stylesem?!
- Drink który piłeś, miał dosypane prochy. Nieźle cię pozamiatało. - stwierdził chłopak spoglądając rozbawiony w moje oczy. Poczułem się nieswojo. Nie wiem jak się zachować. Leżenie nago w łóżku z prawie obcym chłopakiem, nie należało do moich codziennych czynności. - Przez jakiś czas tańczyliśmy i uwierz mi, jesteś niesamowitym tancerzem, nawet jak nogi ci się plączą. - kontynuował wypowiedź śmiejąc się, a ja czułem, że płonę ze wstydu. - Co lepsze, poczułem się zmęczony i poszedłem właśnie do tego pokoju. I po niecałej godzinie zawitał tu nie kto inny, jak Niall! - wykrzyknął. - Wgramoliłeś mi się do łóżka nic nie mówiąc i zasnąłeś, zanim zdążyłem policzyć do trzech. Pewnie myślisz, że uprawialiśmy seks? - zapytał na co ja kiwnąłem głową i czekałem na kontynuację - Niestety nie uprawialiśmy seksu Niall. - powiedział i wstał kierując się do drzwi. - Niestety. - powtórzył.
Dalej leżałem w obcym łóżku, zapewne należącym do Caroline. Pokój był cały w plakatach różnych kapeli rockowych, na fotelu w rogu pokoju leżała sterta ubrań, a na biurku obok laptopa walały się kosmetyki. Typowy pokój nastolatki nie mógł by istnieć bez wielkiej szafy otwartej na oścież. Pewnie właścicielka przed imprezą przymierzała pełno ciuchów by prezentować się dobrze. Zdecydowanie, każda dziewczyna taka była. Ale nie Kate. Ona znała swoją wartość, nie potrzebowała milionów ciuchów i błyskotek. Oczywiście wczorajsza impreza to inna bajka, bo jak mówi Kate: do roli się trzeba odpowiednio przygotować. Coś w mojej przyjaciółce było takiego, że wszyscy ją uwielbiali. Nigdy nie zadawała niepotrzebnych pytań i miała wyczucie, jeśli chodziło o delikatne sprawy. Zawsze mogłem się przed nią otworzyć, czy nawet płakać na jej ramieniu. Większość osób uważa to za gejowskie, ale tak własnie było. Posiadałem niezaprzeczalnie najlepszą przyjaciółkę na świecie.

Nie wiem ile czasu tu leżałem, ale ten stan błogiego lenistwa bardzo mi odpowiadał. Jednak musiałem zdecydować się na zejście na dół i zetknięcie się oko w oko ze samą właścicielką, która swoją drogą nie powinna być przypadkiem w swoim pokoju ?
Schodek za schodkiem, aż w końcu dotarłem na parter. Powietrze cuchnące alkoholem dostawało się do moich nozdrzy, jakby na dłużej tam zostając, zawroty głowy spowodowane kacem zasiliły się, a widok przyprawił mnie o palpitacje serca. Dom przypominał jakąś okropną ruderę. Pełno walających się plastikowych kubków, butelek wódki, puszek po piwach i jakieś przypadkowe leżące ofiary zapominające, że wśród jeszcze trzymających się na nogach ludzi się nie zasypia. Niektórzy poprzyklejani taśmą do kanapy, niektórzy cali w niby śmiesznych rysunkach i narysowanych penisach przyozdabiających ich twarze. Minąłem leniwie salon i ruszyłem w stronę kuchni po drodze napotykając wielkie lustro. Moje włosy wyglądały jakby szczotki nie widziały, oczy sine, podkrążone, z przekrwionymi białkami. Jednak to, co zobaczyłem później było najgorsze. Stałem całkowicie nagi i płonąłem ze wstydu ciesząc się jednak, że wszyscy polegli śpią. Rzuciłem się pędem na górę w celu odnalezienia moich ubrań w pokoju, w którym rzekomo się rozebrałem. Jednak ktoś bardzo pragnął mi pokrzyżować plany.
- Tomlinson! - wykrzyknąłem przerażony przeskakując co drugi schodek.
- Witaj - powiedział schodząc powoli, schodek po schodku. Zmierzył mnie wzrokiem, na co natychmiast zakryłem się rękoma, gdyż nigdy nie uważałem, że mam atrakcyjne ciało. Nagle oprzytomniałem. Przecież nie mam być wstydliwy. Dumnie uniosłem głowę i skrzyżowałem ręce na piersi.
Louis tylko minął mnie z figlarnym uśmiechem i na koniec klepnął mnie w pośladek. Pisnąłem jak dziewczynka oblewając się jeszcze większym rumieńcem, o ile było to możliwe i szybko pobiegłem w stronę pokoju.

Szykując się do snu zastanawiam się jak przetrwam karę od rodziców. Tak. Dobrze przeczytaliście. Dostałem szlaban na wychodzenie z domu, po tym jak rodzice zobaczyli mnie u progu całkowicie skacowanego, z bluzką ubraną tył na przód. Nie pomogły tłumaczenia, że nic mi się nie stało i świetnie się bawiłem. Zostałem uziemiony na cały tydzień. Sobota minęła mi nieciekawie jak się domyślacie. Powrót to domu w porze obiadowej nie był dobrym pomysłem. Mama akurat krzątała się w kuchni, koło której, chcąc-nie chcąc musiałem przejść. Jak tylko mnie zobaczyła zaczęła krzyczeć, a w mojej głowie wszystko odbijało się echem. Przysięgałem sobie, że już nigdy nie będę sięgał po cudze drinki. Prochy dosypane do wczorajszego drinka na tyle zamroczyły mi umysł, że sięgałem po kolejne bez zastanowienia.
Stuk, stuk!
Rozległo się po moim pokoju pukanie. Przestraszony spojrzałem na okno i ujrzałem za nim moją przyjaciółkę. Szybko je otwarłem i pomogłem jej wejść do środka.
- Oszalałaś!? - krzyknąłem - Przecież mogłaś spaść!
- Spokojnie! Nic mi nie jest, a poza tym nie wrzeszcz bo obudzisz rodziców. Ubieraj się.
- Mam szlaban. - mruknąłem zrezygnowany.
- No i własnie dlatego wyjdziemy oknem Szerloku! No na co czekasz? Ubieraj się!
I własnie wtedy zrozumiałem, że moja przyjaciółka jest najbardziej szalona osoba na świecie.
Schodzenie z dachu nie było łatwą czynnością. Balansowanie tuż nad oczkiem wodnym w moim ogrodzie, należało do najstraszniejszych przygód w moim życiu.
- Gdzie właściwie idziemy? - zapytałem oglądając się przez ramię.
- Do Obsession. - odpowiedziała - Będzie tam ktoś ciekawy, zaufaj mi.

Przeciskając się przez tłum tańczących ludzi wreszcie dotarłem do baru. Zamówiłem szkocką dla mnie i dla Kate. Siedzieliśmy przy barze obserwując tańczących ludzi. Dziewczyny kręciły biodrami w rytm muzyki, a mężczyźni przyglądali im się, tańcząc niedaleko nich. Gdzieś w tłumie mignęła mi burza loków, więc szturchnąłem Kate z prośbą o pomoc w szukaniu. Mój wzrok nagle został nagrodzony. Harry tańczący wraz z Louisem. Harry miał zarzucone ręce na szyi Louisa i zmysłowo bujali się w rytm muzyki. Wypatrzenie samotnego faceta w pobliżu nich zajęło mi chwilę. Wstałem z krzesła przy barze i spojrzałem na swoje ubranie. Szare rurki nisko opuszczone i beżowa bluzka z wyciętymi mocno bokami idealnie prezentowała się na moim ciele. Tatuaż z henny zdobił mój kark. Swoją drogą, czy to nie żałosne, że moja przyjaciółka wpadła na taki pomysł ? Łapa lwa na karku. Idiotyzm...
Nie kwestionując już dłużej gustu Kate co do tatuaży, skierowałem się w stronę mężczyzny. Niech widzą co tracą.
Gdy tylko znalazłem się w polu widzenia mężczyzny delikatnie przygryzając wargę, ten natychmiast pojawił się koło mnie łapiąc moje biodra i dostosowywał ich rytm do swoich. Widząc Harrego i Louisa, którzy są dalej zajęci sobą musiałem zrobić coś, co bardziej zwróci ich uwagę. Mój partner nie był niesamowicie przystojny, ale nie był też najgorszy. Miał ciemne włosy i dwudniowy zarost. Jego oczy pociemniały i na twarz wkradł się uśmiech. Przybliżyłem nieco twarz do niego w celu pocałowania go, jednak moja głowa powędrowała w kierunku Harrego i Louisa, którzy oddalali się w stronę toalet. Całkowicie nie myśląc i improwizując nachyliłem się nad ucho towarzysza i mruknąłem tylko: - Chodźmy do toalety.
Widząc jego radość, wiedziałem, że dobrze zrobiłem. Nie chciałem uprawiać z nim seksu. Kierowała mną chęć zwrócenia na siebie uwagi pewnych dwóch przystojnych chłopaków.
Wpadając z impetem do łazienki pociągnąłem mojego towarzysza za kark miażdżąc jego usta w zachłannym pocałunku. Pchnąłem go w stronę jednej z kabin i słysząc tylko szepty: - Widziałeś? To był Horan! - wiedziałem, że to był najlepszy plan jaki kiedykolwiek miałem.
Zamykając kabinę przestałem całować chłopaka, na co ten patrzył na mnie nieco zbity z tropu. Najciszej jak umiałem wytłumaczyłem mu o co chodzi, na szczęście chłopak okazał się być w porządku i ku mojemu zdziwieniu miał niezły ubaw z tej zabawy i całkowicie mnie szokując uderzył ręką o kabinę i jęknął. Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem, jednak chłopak zasłonił mi ręką usta.
- Jestem Niall. - przedstawiłem się.
- Zayn. - odpowiedział i uśmiechnął się do mnie.


No cukiereczki, kolejny rozdział za nami. Mam nadzieję, że się wam podoba. ; )
Serdecznie wam dziękuję za 3300 wyświetleń ! Będę się powtarzała co rozdział, ale naprawdę jesteście niesamowici !
Zachęcam do komentowania i obserwowania. To bardzo wiele dla mnie znaczy.

sobota, 25 maja 2013

Rozdział 2


Zgiełk i szum na imprezie był bardzo dobrze mi znany. Ciała pocierające się o siebie w dzikim tańcu, łatwe dziewczyny ze szkoły, pieprzące się po kątach i hektolitry alkoholu. Co imprezę ten sam scenariusz.
Louis stoi właśnie koło mnie i flirtuję z jakąś cycatą blondynką, która chichocze, jakby była naćpana i pcha mu swoje cycki pod nos. Kawałek dalej, stoi grupka mięśniaków z naszej szkoły, którzy robią zawody w ilości zgniecionych puszek z piwa o głowę. Ludzie z naszej szkoły krótko mówiąc są naprawdę dziwni. O imprezie dowiedział się każdy, więc teoretycznie każdy może na nią przyjść. No może oprócz matematycznych kujonów, którzy przygotowują się do wystartowania w olimpiadzie.
W pewnym momencie wszystkie spocone ciała, które przed chwilą ocierały się o siebie w szaleńczym tempie odwróciły się w stronę drzwi. Muzyka ucichła i słyszałem tylko stłumione westchnienia. Ciekawy co tak wzbudziło zainteresowanie reszty, podszedłem bliżej.
Przez tłum przedzierał się przystojny blondyn. Głowę miał wysoko podniesioną do góry i na jego twarzy błąkał się cwaniacki uśmieszek. Idę o zakład, że chłopak nie jest z naszej szkoły. Już dawno bym go zauważył.
Towarzyszy mu jednak ładna brunetka, która szeroko się uśmiecha. Oboje wyglądają jak gwiazdy filmowe.
Chłopak ma granatowe wąskie spodnie, które idealnie podkreślają jego pośladki i beżowa bluzka wycięta w serek odsłania kawałek nagiej skóry. W pewnej chwili ściąga Ramoneskę i niedbale rzuca ją na kanapę obok której przechodzi i obejmuje jednym ramieniem swoją towarzyszkę. Ma ona ubraną piękną beżową sukienkę tak krótką, że Louis na pewno jej sobie dziś nie odpuści. Buty miała strasznie wysokie, że wszystkie dziewczyny ze zdziwieniem patrzały, jak potrafi się na nich utrzymać.
Chłopak przeszedł koło mnie ściągając jedną ręką okulary i rzucił mi czarujące spojrzenie.


- To było genialne ! - krzyczy podekscytowana Kate ciągnąc mnie do salonu - Ty widziałaś jak Harry się na Ciebie gapił ? Ten moment jak ściągnąłeś okulary oh ! Niall jesteś niesamowity.
Czułem się naprawdę dumny z siebie. Podczas tych prawie dwóch lat nauki w liceum, Harry nigdy na mnie nie spojrzał, a teraz był wyraźnie mną oszołomiony.
- Jesteś najlepsza. Te ich miny jak cię objąłem, widziałaś ? Oni serio nie widzą we mnie geja ! - przytuliłem Kate z wdzięcznością i pocałowałem jej skroń.
- Oho, ogier nadchodzi. Zostawiam cię tutaj. Wiesz co robić Nialler. - puściła mi oczko i odeszła.
Natychmiast zaschło mi w gardle, nie wiedziałem, że nadejście Harrego może być takie stresujące. Nagle poczułem czyjąś dłoń na swoim ramieniu i poczułem rozlewające się ciepło po moim podbrzuszu.
- Cześć. - odezwał się TEN głos, ten ochrypły i seksowny. Odwróciłem się więc i nie mogłem uwierzyć, że Harry Styles DO MNIE zagadał !
Miał na sobie czarne, nieziemsko obcisłe rurki i zieloną bluzkę na krótki rękaw, z pod której wyłaniało się mnóstwo tatuaży. Jego loki opadały na czoło, jego oczy nienaturalnie świeciły blaskiem zieleni, a jego usta tak idealne, stworzone wprost do całowania.
- Ymm... No cześć. - powiedziałem starając się brzmieć obojętnie.
- Chyba się wcześniej nie spotkaliśmy. No wiesz, mam na myśli to, że chyba nie chodzisz do naszej szkoły. - a jednak, nie zauważał mnie.
- Latymer School ? - zapytałem rozglądając się po pomieszczeniu. Zerknąłem na Harrego, na co ten przytaknął mi głową na znak, że chodzi do tej szkoły. - Tak więc chodzimy do tej samej. - stwierdziłem, jakbym sam nie wiedział, że chodzę z największym przystojniakiem w Londynie do jednej szkoły.
Chłopak wyraźnie zamieszany moją odpowiedzą przygląda mi się, jakby starał się mnie skojarzyć.
- Jestem Harry. - powiedział uśmiechając się tak słodko, że mógłbym przysiąc, że każda dziewczyna by zrobiła dla niego wszystko. Sam mam ochotę rzucić się na niego, ale wiem, że nie taki jest dzisiejszy plan.
- Aha. - mruknąłem odwracając wzrok ponownie w stronę innych ludzi. Widząc jak Louis rozmawia z Kate, nie wiedziałem co mam zrobić. Podejść do niej ? Kate chyba wyczuła na sobie mój wzrok i natychmiast pokazała palcem na mnie. Jestem pewien, że oblałem się cały czerwienią. Moja przyjaciółka machnęła do mnie zachęcająco, abym podszedł, a Louis zmierzył mnie od stóp do głów lubieżnie oblizując usta. Zachęcany przez przyjaciółkę zerwałem się z miejsca i już miałem się ruszyć, gdy czyjaś dłoń złapała mój nadgarstek.
- Jak ci na imię ? - zapytał Harry, na co odwróciłem się na pięcie, nie spodziewając się, że chłopak stoi aż tak blisko mnie. Wykorzystując nagły przypływ odwagi nachyliłem się nad jego uchem i zmysłowo - a przynajmniej mam taką nadzieję - wyszeptałem: - Niall. Mam na imię Niall. - i odszedłem w stronę przyjaciółki.
- Kate nie chwaliłaś mi się, że przyszłaś tutaj z tak interesującym kolegą. - powiedział Louis zerkając na mnie. Przyglądał mi się chwilę po czym wyciągnął do mnie rękę. - Louis. - przedstawił się, tak jakbym nie wiedział kim jest.
Louis miał na sobie swoje słynne czerwone rurki, podwinięte u dołu. Biała bluzka w niebieskie w paski podwinięta pod łokcie i szelki. Włosy w nieładzie, wyglądające jak po dobrym seksie, a oczy błękitne jak ocean. Ideał wszystkich kobiet i gejów naszej szkoły.
- Niall. - odpowiedziałem siląc się na obojętny ton.
Ta cała impreza była dla mnie tak nierealistyczna, że nie umiałem wyjść ze zdziwienia, że aż tak dobrze mi poszło. Co chwila ktoś się mi przyglądał, nie wierząc, że ja cichy Niall Horan jestem największą atrakcją imprezy.
Zastanawiałem się, czy dołączyć się do grupy tańczących ludzi. Widząc jak Harry mi się przygląda siedząc na kanapie, posłałem mu promienny uśmiech i zobaczyłem tak niesamowitą radość w jego oczach. Nie zwracając uwagi na Kate i Louisa ruszyłem w stronę Harrego. Mimo, że Louis był niesamowicie kuszący i nieosiągalny, to Harry posiadał niesamowity urok. Chłopak widząc to, że do niego podchodzę, od razu wstał z kanapy podchodząc powoli do mnie.
- Chodźmy tańczyć. - powiedziałem nachylając się w jego stronę. Pociągnąłem go za rękaw koszulki i pociągnąłem na parkiet, po drodze biorąc drinka położonego na stole.
Tańcząc wesoło z Harrym upiłem kilka łyków trunku i już po chwili czułem, że świat wokół mnie zaczyna wirować.
Kędzierzawy oparł dłonie na moich biodrach i docisnął swoje kolano do mojego krocza co spotkało się z moim wysokim jęknięciem. Harry doskonale wiedział co robi, a alkohol, który w zaskakującym tempie zaczął przelewać się w moich żyłach, spowodował, że całkowicie straciłem kontrolę nad sobą.
Uśmiech Harrego był ostatnim co zapamiętałem.


Do moich uszu dobiega stłumiona muzyka i pewien nieokreślony dźwięk. Rozbrzmiewa tuż za mną i przypomina coś na rodzaj burczenia w brzuchu lub chrapania. Coś ciężkiego przygniata moje udo, co w dodatku ma włosy. Modlę się w duchu żeby to nie był żaden królik, bo nienawidziłem tych małych stworzeń. Głowa strasznie mnie boli i pulsują mi skronie. Powieki są tak leniwe, że nie mam siły ich otworzyć. W powietrzu czuć woń alkoholu, mocnych męskich perfum i wymiocin. Cała mieszanka powoduje u mnie odruch wymiotny. Wydaje mi się, że leżę na łóżku, albo na jakimś pseudo łóżku, bo bolą mnie lędźwie. Musiałem nieźle się poobijać na imprezie. Nie wiem jak trafiłem do domu, ale nie martwię się o to. Bardziej boję się o Kate, która miała niezły kawał drogi do domu. Czy dotarła cała ? Czy może taksówkarz ją zgwałcił ?
- Dzień dobry. - odzywa się ktoś tuż na moimi plecami i ziewa. Zamieram. Boję się odwrócić, bo nie wiem co mnie czeka. Jednak zbieram się na chwilę odwagi i powoli się odwracam.
- Cześć Harry.


Kochani, przed wami 2 rozdział. Mam nadzieję, że wam się podobało.
Chcę BARDZO podziękować za ponad 3 100 wyświetleń. Jesteście niezastąpieni !
Zachęcam was do komentowania, to naprawdę wiele dla mnie znaczy i niesamowicie mnie motywuje do dalszego pisania.

sobota, 18 maja 2013

Rozdział 1


Słuchając nudnego wykładu pana Smitha przyglądam się uczniom w ławkach. Jedni są skupieni, inni zaś bazgrzą coś w zeszycie. Nierozłączny Larry - bo taki przydomek dałem Harremu i Louisowi - jak zwykle siedział razem w środkowym rzędzie, w przedostatniej ławce. Harry bez ustanku szturchał Louisa, chcąc mu pokazać kolejny nowy wpis na Twitterze od Caroline, która organizuje w piątek domówkę. Louis tylko przewraca oczami mrucząc pod nosem, że musi się wykręcić z urodzin babci i postara się przyjść. Cała sytuacja z punktu obserwatora całkiem zabawnie wygląda.
- My również idziemy na tą imprezę Nialler - odezwała się Kate szturchając mnie kolanem pod ławką. Spojrzałem na nią zszokowany szukając rozbawienia na jej twarzy. Jednak nic takiego nie nastąpiło. - I nie myśl, że znów będziesz siedział w kącie namiętnie obserwując swoich ukochanych. Teraz to ty będziesz rozdawał karty. - powiedziała z błyskiem w oku.
Nie wiedziałem co miała na myśli Kate. Znałem dość dobrze moją szaloną przyjaciółkę i wiem, że to co wymyśliła, pewnie nie było normalne. Kate zawsze miała jakieś szalone pomysły. Jednak dziękuję Bogu, że ją mam. Zawsze pomagała mi ukrywać przed rodzicami swoją orientację. Z czasem moi rodzice zaczęli się zastanawiać co jest nie tak, dlaczego nie przyprowadzam żadnych koleżanek do domu, jak większość moich rówieśników, dlaczego nie chodzę na imprezy i nie wracam w środku nocy z jakąś pijaną dziewczyną przy boku. Kate zawsze mi pomagała. Zawsze przychodziła do mnie rzucając się mi na szyję i mówiąc jak bardzo za mną tęskniła. Oczywiście to było prawdą, ale rodzice cały czas tkwili w przekonaniu, że się spotykamy.
- Ja będę rozdawał karty ? - zapytałem, nadal nie mogąc się domyślić o co może jej chodzić.
- Dzisiaj po lekcjach zabieram cię do galerii handlowej. Potrzebujesz nowych ciuchów. - powiedziała mrugając do mnie wesoło i odwracając wzrok w stronę nauczyciela.

- Szybciej Niall ! - poganiała mnie Kate.
W ekspresowym tempie zostawiłem książki w szafce, upewniając się czy aby na pewno ją zamknąłem i szybko pognałem w jej kierunku. Szliśmy ramię w ramię wychodząc z budynku szkoły dostrzegając chmarę uczniów napalających się na domówkę Caroline. Przedarliśmy się przez kilka grupek uczniów i zasiadając w aucie Kate, nie mogliśmy uwierzyć w to, co widzimy. Zapowiada się największa domówka wszech czasów, coś na wzór sławnego Projektu X. Rodzice Caroline wyjechali na cały weekend, więc już oczami wyobraźni widzę, jak pełno upitych do granic możliwości dziewczyn jest wykorzystywanych przez bezmyślnych półgłówków albo przez bogów naszej szkoły - Harrego i Louisa.
- Myślisz o nich. - zauważyła Kate odpalając silnik.
- O co ci chodzi ? - warknąłem na nią. Skoro innym dziewczyną mogą się podobać, to jako gej też mam uprawnienia, by móc się w nich kochać.
- Patrz. - powiedziała i podsunęła mi pod nos swój telefon. Zerknąłem na wyświetlacz i poczułem suchość w ustach. Zdjęcie przedstawiało Louisa i Harrego w dość jednoznacznej sytuacji. Harry klęczał przed Louisem prawdopodobnie doprowadzając go na szczyt, a Louis z zadowoleniem odchyla głowę, mając lekko rozwarte usta. Zdjęcie nie tylko strasznie mnie podnieciło, ale fakt że coś takiego jest możliwe mnie oszołomił.
- Myślisz że oni... ? No wiesz... - powiedziałem nerwowo kierując swoje spojrzenie na przyjaciółkę.
- Sama zrobiłam to zdjęcie - powiedziała dumnie. - Mogli być bardziej ostrożni obciągając sobie w szatni, ale nie wykorzystam tego przeciw nim. Chciałam żebyś wiedział. - uśmiechnęła się i odjechała ze szkolnego parkingu.

- W tych spodniach wyglądasz mega seksownie - zapewnia mnie Kate. - Gdybyś nie był gejem, już dawno bym się na ciebie rzuciła.
- Daj spokój. Wyglądam idiotycznie - mówię spoglądając w lustro. Czarne rurki wyglądały co najmniej głupio na moich chuderlawych nogach, a moje pośladki były tak upięte, że wyglądałem jak męska dziwka. - Nie pokażę się tak nigdzie - mówię stanowczo.
- Bierzemy. - powiedziała nie zwracając uwagi na moje zdanie.

- No rusz się Nialler ! Jestem pewna, że wyglądasz zniewalająco ! - słyszę krzyki dochodzące zza drzwi. Stoję tak w łazience przyglądając się swojemu odbiciu i stwierdzam, że wcale nie wyglądam tak źle. Kate zapełniła mi całą garderobę ciuchami w podobnym stylu bo jak stwierdziła: owinę sobie wokół palca Louisa i Harrego. Oby jej przypuszczenia się sprawdziły.
Mam na sobie granatowe rurki które są niesamowicie ciasne - no ale Kate uważa, że wyglądam w nich nieziemsko. Beżowa koszulka wycięta w serek przypadła mi do gustu. Jest dość zwiewna więc nie wyglądam jak rasowy gej. Moją szyję zrobi kilka łańcuszków, które zrobiła Kate. Jeden szczególne przypadł mi go gustu ponieważ wykorzystała w nim moją kostkę do gitary. Jak to stwierdziła moja przyjaciółka: taki rockowy akcent. Całość dopełnia skórzana ramoneska. Wyglądam jak typowy rockmen, albo co gorsza dealer narkotyków. Jeśli chodzi o obuwie postawiłem na klasyczne, czarne conversy.
Wychodząc z łazienki Kate poderwała się z mojego łóżka na równe nogi i pisnęła zadowolona.
Muszę powiedzieć że moja przyjaciółka wyglądała dziś na pawdę olśniewająco. Miała czarne czółenka, które były naprawdę wysokie oraz beżową sukienkę. Włosy opadały jej na ramiona, a gdy szła, jej czekoladowe fale wesoło podskakiwały. Podbiegła do mojego biurka na którym leżały przeciwsłoneczne RayBany i włożyła mi je na nos.
- Daj spokój, wyglądam jak kretyn. Przecież jest 17.
- Nie marudź. Jest jeszcze jasno. Zresztą w środku możesz je ściągnąć. Chodzi o stylowe wejście.
Machnąłem tylko ręką na znak, że się poddaję i złapałem ją za nadgarstek ciągnąc na dół.
- Mamo wychodzę, wrócę późno. - rzuciłem i wybiegłem z domu nie chcąc wysłuchiwać jęków mojej mamy jak wspaniale razem wyglądamy.

Podchodząc pod dom Caroline można było usłyszeć dudniącą muzykę i krzyki połowy szkoły. Kate tylko spojrzała na mnie recytując formułkę, którą znałem już na pamięć. Mam udawać niedostępnego dupka, bo jak będę uległy to nie zwrócę niczyjej uwagi. Wysłuchałem do końca jej uwag i stwierdziłem, że czas stawić czoła nowemu wyzwaniu.
Wkraczając do mieszkania Caroline od razu spojrzenia wszystkich spoczęły na nas.


Mam nadzieję, że wam się podoba i nie jesteście zawiedzeni, że wybrałam jednak bromance.
Wejścia bardzo mnie motywują. Bardzo dziękuję. ;)
Zachęcam was do komentowania. To wiele dla mnie znaczy.

niedziela, 12 maja 2013

Prolog


Idąc drogą, którą tak dobrze znam rozglądam się dookoła. Zza sklepowej lady, tuż za szybą wyłania się Margaret i macha mi wesoło. Gdzieś w oddali jakiś chłopiec bawi się z psem, rzucając mu leniwie patyk, na co pies odpowiada entuzjazmem i biegnie ile sił w łapach, by tylko go uchwycić jeszcze w powietrzu. W moich uszach rozbrzmiał odgłos dzwonów kościelnych, oznajmiając, że jest godzina 8.00.
Ciepłe powietrze otula moją twarz, co od razu powoduje na niej uśmiech. Tego roku wiosna przyszła do nas dość wcześnie. Już w marcu mogliśmy się cieszyć piękną pogodą. Nie śpieszyło mi się do szkoły, gdyż zaczynałem lekcje o godzinę później. Na moje szczęście pani z matematyki zachorowała, co niesamowicie mnie ucieszyło. Nie należałem do uczniów lubiących ten przedmiot, który z pewnością był dziełem szatana. Nigdy nie wywyższałem się na lekcjach. Byłem cichy i siadałem w ostatniej ławce z słuchawkami na uszach. W każdej szkole byli ci grzeczni i opanowani, kujonki, wyrzutki, emo, skejci, no i ci popularni.
Zapewne domyślacie się, że należałem do wyrzutków, prawda ? Odkąd przeprowadziłem się tutaj z Irlandii ludzie patrzeli na mnie krzywo, śmiejąc się nie tylko z mojego akcentu, ale też z mojego chuderlawego ciała, czy też aparatu na zębach. Zapewnienia mamy o tym że jestem przystojny nic nie dawały. Widziałem siebie w lustrze, widziałem że nie dorównam nigdy Harremu czy Louisowi.
Skoro już o nich wspomniałem, to wypada was oświecić któż to jest. No więc są to typowi sławni uczniowie, tacy którzy są w każdej szkole. Zgrywają cwaniaków, uważają się za lepszych od innych i bez przerwy poniżają tych pozostałych. Oczywiście są nieziemsko przystojni, jakby inaczej. Otaczają się wianuszkiem dziewczyn, co noc sypiają z inną, więc mógłbym tylko pomarzyć by zwrócili uwagę na nic nieznaczącego we wszechświecie geja.


Więc ruszamy z nowym opowiadaniem. ; )
Zachęcam was do komentowania i wyrażania swoich opinii. ^ ^

sobota, 4 maja 2013

Kochani !

Cześć wszystkim !
Przepraszam tych, którzy spodziewają się nowego rozdziału, ale wena mnie opuściła. Nie mam pomysłu na dokończenie tej historii. W sumie to nie... Może tak... Mam wiele pomysłów, ale nie wiem który zrealizuję najlepiej. Nie czuję się na siłach by to kończyć, więc niestety zawieszam.
Ale jest też dobra wiadomość !
Widzę, że was coraz więcej przybywa. wyświetleń przybywa szczególnie z Rosji, Stanów Zjednoczonych, Niemiec oraz oczywiście Polski ;p Wyświetlenia dobijają prawie 3 tysięcy !
Ciężko było by mi zawiesić tego bloga, więc informuję was, że nastąpi trochę zmian. Pracuję nad nowym opowiadaniem, ale nie wiem co właściwie z niego wyniknie.
Opowiadanie typu bromance, nie wiem czy wam podpadnie do gustu. ;p
Dlatego wszystkich którzy wejdą na tego bloga i przeczytają tą notkę proszę o napisanie, jaki bromance by wam się spodobał. ^ ^ Jeśli nie otrzymam co najmniej 10 komentarzy, zadecyduję sama.
Dziękuję za uwagę ! xd I liczę na szybki odzew !

sobota, 30 marca 2013

Mów szeptem, jeśli mówisz o miłości


Tytuł: Mów szeptem, jeśli mówisz o miłości.
Bohaterowie: Harry Styles, Louis Tomlinson, Liam Payne, Niall Horan, Zayn Malik.
Opis: Louis wraz z zespołem (Niall, Liam i Zayn) przyjeżdżają do matki Louisa na wakacje. Chłopcy zastają w domu nie tylko jego matkę i siostry, ale znienawidzoną przy Louisa ciotkę wraz z towarzyszem.


Stojąc pod moim rodzinnym domem obracam się w stronę chłopaków. Dotychczasowy sens mojego życia. Nasze sukcesy w X-Factorze i dwie wydane płyty. Nie wiem co bym zrobił teraz bez tych trzech idiotów. Zayn może dla każdego okazał by się dupkiem bez serca, który nie widzi nic poza czubkiem własnego nosa, ale tylko my tak naprawdę wiemy, że serce ma ogromne. Jego ciemne oczy potrafią zawrócić w głowie nie jednej dziewczynie. Dość zabawnie to wygląda, jak idzie ulicą swoim krokiem bad boy'a i dosłownie każda, uwierzcie mi, KAŻDA dziewczyna się za nim ogląda. Tuż obok niego stoi Liam. Wydaje się bardzo odpowiedzialny i uczciwy. Szczerze ? Nic bardziej mylnego. Nie raz ma głupsze pomysły niż wszystkie nasze razem wzięte. No i wreszcie Niall. Nasz żarłok. Potrafi pochłonąć niezliczone ilości jedzenia, a wcale nie tyje. Wykreowany na osobę bardzo wesołą i pozytywnie nastawioną do świata. Jednak gdy kamery i aparaty znikają robi się cichy, często rozmyśla. Jesteśmy wykreowani na totalne przeciwności swoich osobowości. Bo na przykład ja, niby ten śmieszny i uwielbiający marchewki. Szczerze nienawidzę marchewek i jak to wszyscy uważają: jestem arogancki, bezczelny i egoistyczny.
Teraz gdy stoimy pod tym nieszczęsnym domem, do którego moja mama zgodziła się zaprosić trójkę tych debili, bo jak to ona stwierdziła: to będzie dobry pomysł bym poznała całe One Direction. Jak chce to ma, byle by jej domu nie roznieśli...
- Dobra chłopaki - zacząłem - starajcie się zrobić dobre wrażenie.
- Spokojnie stary, przecież Ci nie zrobimy przypału. - powiedział Zayn spoglądając na chłopaków. Niall i Liam przytaknęli, co mogłem uznać za dobry znak. Zadzwoniłem więc do drzwi.
W progu stanęła moja mama, jak zwykle radosna i pogodna, a tuż za nią wyłaniały się bliźniaczki, Daisy i Phoebe.
- Cześć mamo ! - krzyknąłem i od razu zostałem zgnieciony w objęciach mamy. Za sobą usłyszałem tylko donośne śmiechy chłopaków.
- Tak się cieszę, że Cię widzę. - powiedziała mama odsuwając się na długość ramion i przyglądając mi się od dołu do góry - No i wreszcie poznam chłopców. Chodźcie no tutaj.
Wykorzystując sytuację przekroczyłem próg domu i przywitałem się z bliźniaczkami. Kątem oka ujrzałem też Lottie, która rozmawiała przez telefon zapewne z Felicite, która jest teraz u babci, bo uparła się, że chce tam spędzić wakacje. Pomachałem jej tylko nie chcąc przerywać w rozmowie i zaczekałem na mamę.
Gdy już ta w końcu wymęczyła moich kumpli, zaprowadziła nas do salonu kierując w między czasie naszych ludzi, gdzie mają zanieść nasze bagaże.
- No więc kochani chciałam wam już dawno powiedzieć, ale stwierdziłam że z tym poczekam. Otóż przyjechała do nas ciotka Caroline. - powiedziała, co spotkało się z moim jęknięciem. Nie przepadałem za nią. Niby była miła, ale była strasznie pokręcona. Była tak wielkoduszna, że wszelkie możliwe zwierzęta przygarniała pod swój dach. Ostatnio w lesie znalazła jeża i przygarnęła go do domu, twierdząc, że pewnie samemu mu smutno. - Ale nie przyjechała sama. - no tak, pewnie przyjechała z siedemnastoma kotami. - Ciotka zdobyła się na cudowny gest i wzięła pod swoją opiekę pewnego młodzieńca, który też tutaj będzie mieszkał. Po śmierci jego rodziców nie miał gdzie się podziać. Ma dopiero 19 lat, więc ciężko miał ze znalezieniem pracy. Mam nadzieję, że go zaakceptujecie chłopcy.
No ludzie święci, ciotka Caroline ratuje biedną sierotę. Bo się popłaczę.
Idąc w stronę salonu dochodziły do nas już coraz głośniejsze śmiechy. Spojrzałem na chłopców, ale oni jak gdyby nigdy nic szli przed siebie uśmiechając się szeroko. Gdy dotarliśmy do salonu, który jest najjaśniejszym pomieszczeniem w domu składającym się z beżowej kanapy i stolika z ciemnego drewna oraz z licznych półek z książkami, dostrzegłem dwie postacie siedzące tyłem do nas. Jedna to oczywiście ciotka. Od razu poznałem ją po utlenianych na platynę włosach, a obok niej siedział ktoś o kędzierzawej czuprynie. Zawzięcie o czymś dyskutowali i co chwila wybuchali śmiechem.
- Oh gdzie moje maniery. - powiedziała ciotka wstając z kanapy i podbiegając do nas po kolei ściskając. - Jak zapewne wiecie bądź też nie, jestem ciotką LouLou.
- Nie mów tak do mnie. - warknąłem, na co mama od razu mnie szturchnęła.
- Harry chodź no tu do mnie - powiedziała zachęcając chłopaka ruchem dłoni. Chłopak wstał i podszedł w naszą stronę. Mógłbym przysiąc, że gdybym był dziewczyną poleciał bym na niego od razu. Podczas uśmiechu ukazywały się urocze dołeczki w policzkach, a jego zielone oczy błyszczały szczęściem. - To jest Harry i spędzi z nami wakacje. Myślę, że nie muszę nic mówić bo z biegiem czasu sami się doskonale poznacie i mam nadzieję zaprzyjaźnicie. A teraz migiem do pokoi bo już dochodzi siedemnasta. Odświeżcie się szybko i zejdźcie na kolację.
Posłusznie więc udaliśmy się do pokoi, a wraz z nami moja siostra Lottie. Stojąc w korytarzu zerknąłem na siostrę i czekałem na rozwój zdarzeń, bo nie wydaje mi się żebyśmy wszyscy spali w jednym pokoju.
- Więc tak. - zaczęła - Zayn, Niall i Liam macie pokój ostatni na lewo. - powiedziała i zaczęła schodzić po schodach.
- A ja ? - zapytałem zamieszany.
- No jak to co ? Przecież masz tu swój pokój.
Podchodząc pod drzwi do swojego pokoju delikatnie naparłem na klamkę i przywitał mnie widok nie tylko moich rzeczy, ale także sąsiednie łóżko po drugiej stronie ściany. Lekko zamieszany wszedłem dalej i opadłem na moje łóżko. O dziwo mój nowy znajomy Harry usiadł na sąsiednie.
- A ty tu czego szukasz ? - zapytałem przyglądając się mu. Jak on mógł być tak wiecznie radosny ?
- Twoja mama stwierdziła, że lepiej będzie jak będę dzielił pokój z tobą, niż z którymś z chłopców - powiedział przybierając zabawny wyraz twarzy i nakreślił w powietrzu cudzysłów - bo swojego syna zna najlepiej i wie, że na pewno się zakumplujemy.
Przytaknąłem tylko odwracając się przodem do ściany lecz po chwili namysłu odwróciłem się przodem do mojego współlokatora, który dalej siedział w tej samej pozycji.
- Nie miałem okazji Ci się nawet przedstawić. Nazywam się Louis. - powiedziałem podając mu rękę.
- Daj spokój, nie musisz się przedstawiać. Kto by was nie znał. - zaśmiał się lecz podał mi rękę. - Jestem Harry, ale to już wiesz.
Postanowiłem przerwać tą rozmowę, bo nigdy nie byłem dobry w gatkach typu: cześć, skąd pochodzisz. Zawsze wszyscy w takich rozmowach byli tacy sztuczni i przesadnie mili. Udałem się więc do krainy marzeń wkładając w uszy słuchawki i rozmyślając o dalszej karierze naszego zespołu.
W czwórkę stanowiliśmy zgraną paczkę, wiecznie nierozłączni. Gdy przychodziliśmy na jakąś dyskotekę parkiet był nasz. Wszystkie dziewczyny były nasze. Ale czy mi się to podobało ? Czy podobały mi się te klejące się do mnie dziewczyny na jedną noc ? Pragnąłem stabilizacji.
Do moich uszu dobiegł dźwięk odkręcanej wody. Harry pewnie bierze prysznic. Spoglądając na jego część pokoju widzę dużo ramek ze zdjęciami. Wiem, że nie powinienem ich oglądać bo to prywatna sprawa i mógłby sobie tego nie życzyć. Jednak ciekawość bierze górę.
Na zdjęciach widzę Harrego jako małego chłopca wraz z rodzicami. Widzę pełno radosnych chwil w jego życia. Jednak tylko jedno zdjęcie przykuło moją uwagę. On w objęciach jakiegoś chłopaka. Ich radosne twarze zwrócone ku sobie, ich spojrzenia skierowane na usta. Coś było w tym zdjęciu niesamowitego. Może to malowniczy krajobraz za nimi ? Zachód słońca nad jakimś stawem. Ławka. I oni w swoich objęciach. Chłopak obejmujący Harrego patrzy na niego z troską. Sam chciałbym, by ktoś tak na mnie popatrzał. Nie jak na obiekt na jednonocną przygodę. Czy to może moje partnerki nie dorosły do związku, czy może ja sam się przed tym bronię ? Czy czekanie na właściwą osobę ma sens ? Czy mam pewność że w ogóle ją spotkam ?
- Nie ładnie tak oglądać cudze rzeczy. - usłyszałem głos za sobą i momentalnie ugięły się pode mną kolana. Spojrzałam przestraszony na chłopaka próbując wydukać przeprosiny. - Nic się nie stało. - powiedział jakby czytał w moich myślach. Uśmiechnął się promiennie, a ja dopiero teraz zauważyłem że stoi tu przede mną pół nagi, niekrępujący się moją obecnością Harry. Dookoła bioder ma zawiązany ręcznik, który wisi niebezpiecznie nisko. Gdyby to był jeden z chłopaków, prawdopodobnie nic bym sobie z tego nie zrobił, ale fakt że stoi przede mną homoseksualista z uroczymi loczkami z których kapią krople wody i jego ciało jest nadal mokre... - Aż tak Ci się podobam ? - zapytał śmiejąc się.
- Yyy. Co ? - brawo Tomlinson. Tylko tyle udało Ci się powiedzieć ?
- Prawie ślina Ci po brodzie kapie. - i znów ten dźwięczny śmiech.
- Przepraszam. - wydukałem mijając go.
- Przyznaj się chociaż przed samym sobą. - zatrzymał mnie jego głos. Stojąc już przy drzwiach obróciłem się przodem do niego z dziwnym wyrazem twarzy. Harry widząc moje zdezorientowanie dodał: - Przyznaj się że Ci się podobam. - nie wytrzymałem. Że niby on mi się podoba ? Dobre sobie...
- Nie schlebiaj sobie. - warknąłem i wyszedłem z pokoju.

Wchodzę do pokoju chłopaków i zastaję ich w totalnym bałaganie. Rozpakowywanie nie idzie im najlepiej i wykłócają się, kto spakował czyje ciuchy. Chłopcy mieszkają w oddzielnym pokoju dla gości, który jest dość duży. Mama specjalnie dostawiła jedno łóżko, by się pomieścili. Uwierzcie mi czy nie, ale chłopcy są zachwyceni domem i okolicą, tylko nie Zayn, który dostał za mało półek z łazience na swoje kosmetyki do stylizacji włosów. Usiadłem spokojnie na jednym z łóżek, przyglądając się tej zabawnej sytuacji, jak wszyscy w skupieniu doszukują się swoich rzeczy i starają się zagospodarować im miejsce.
- Chłopaki, co wy na to żeby gdzieś wyjść ? - zapytałem głośno, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
- Nie mam sił na żadne imprezy ! - krzyknął Liam - Upijecie się i będziemy mieć na pieńku z Twoją mamą.
- Ja nie mam siły ruszać się z domu, jak chcecie to idźcie, ja zostanę. - odezwał się Zayn.
No ładnie. Sypie się nam ekipa. Ja bym chciał iść na imprezę. Liamowi nie pasuje. Niall to pewnie by chciał jeść. Na wycieczkę do pizzerni na pewno by się ucieszył.
- To może pójdźmy pograć w kosza ? Mamy lato, jest ciepło, długo jest jasno... - próbowałem zachęcić chłopaków, na co Niall od razu przytaknął zadowolony głową, a Liam trochę pogłówkował i przyznał mi, że to dobry pomysł.
- Zapytajmy Harrego czy pójdzie z nami. - zbyt entuzjastycznie zaproponował Niall.
- Nie wydaje mi się żeby chciał z nami iść. - próbowałam go przekonać.
- Sprawdźmy, czy masz rację. - odezwał się roześmiany blondyn.

Jak pewnie wiecie, moje próby i starania na nic. Po zjedzonej kolacji - która nawiasem mówiąc była strasznie krępująca, ponieważ wypytywanie się o każdy szczegół, nie było na miejscu, no ale ciotka to ciotka - udaliśmy się do parku wraz z Niallem, Liamem i Harrym. Tak, Harry zgodził się iść z nami...
Gdy już dochodziliśmy w stronę boiska, czułem na sobie wzrok mojego nowego współlokatora. By się upewnić odwróciłem się i napotkałem jego parę zielonych oczu wpatrującą się we mnie z wielkim uśmiechem na twarzy.
- To mamy dwóch na dwóch. - odezwał się Liam kozłując piłkę i obejmując Niall'a. Serio ? Czy on właśnie zasugerował mi, że mam być z Harrym przeciw ich dwójce ? Są tak świetni w kosza, że nie mamy żadnych szans...
Walka toczyła się równo, albo to za sprawą, że chłopcy dawali nam fory, albo że Harry radził sobie rewelacyjnie. Za każdym razem trafiał do kosza !
Ostatnie punkty do zdobycia, widzę, że chłopcy już nie dają rady, a Harry jest dalej pełny energii. Ja juz też ledwo żyję i mam ochotę położyć się na ziemi i zacząć protestować. Stoję tak podpierając dłonie o kolana lekko pochylony i czuję czyjeś zaciskające się dłonie na moich pośladkach. Obróciłem się zdezorientowany i za mną stał nie kto inny jak pan: Jestem Wspaniałym Sportowcem.
- Postaraj się Loueh, wiem że damy radę. - powiedział pochylając się nade mną.
Moje serce stanęło na moment, a żołądek fiknął koziołka. Czy to za sprawą chłopaka, który mimo, że był niesamowicie seksowny to także wysportowany ? Kiedy w końcu przyznam się przed samym sobą, że jestem biseksualny ?
Zrobiłem wszystko co w mojej mocy. Dla Harrego. Wygraliśmy. Nic nie mogło się równać do widoku radości na jego twarzy.
- Dobrze sobie radziłeś Loueh. - i znów to przezwisko. Loueh...

Spoglądam w lustro i widzę swoją zmęczoną twarz. Po dzisiejszej grze w kosza jestem tak wykończony, że prawie zasnąłem pod prysznicem...
- Louis ty sieroto - mruknąłem do siebie zauważając brak ciuchów w łazience. Owinąłem ręcznik wokół bioder upewniając się jeszcze przed wyjściem, że jest zawiązany na tyle wysoko by nie kusić mojego lokatora geja. Otwieram więc po cichu drzwi od łazienki i podchodzę do komody z ubraniami. Wysuwając jedną ze szuflad poszukuję jakiejś luźnej koszulki do spania, gdy nagle czuję przylegające czyjeś ciało do moich nagich pleców.
- W takim wydaniu jesteś całkiem pociągający Loueh. - usłyszałem za sobą głos Styles'a. Jego zachrypnięty i seksowny głos. - Chociaż w takim wydaniu wyglądasz, jeszcze lepiej. - odezwał się ściągając ze mnie ręcznik. W tej chwili stałem zupełnie nagi i bezbronny. Myśl, że za mną stoi całkowicie napalony Harry sprawiała, że moja męskość niebezpiecznie się podnosiła. Mimo, że nigdy nie pociągali mnie mężczyźni On był inny. Nie wiem czy to za sprawą ciekawości czy czystego pożądania gwałtownie się odwróciłem i złączyłem nasze usta w pocałunku, łapiąc jedną dłonią jego kark, by uniemożliwić mu odsunięcie się.
Myślicie że Harry protestował ? Wręcz przeciwnie. Oparł swoje dłonie na moich biodrach i przycisnął bliżej siebie, na co ja pisnąłem. Stał przede mną w samych bokserkach i starej, wymiętej koszulce. Niepewnie pogłębiłem nasz pocałunek, chcąc by trwał wieki. Całkowity heteroseksualista poddał się pożądaniu zaledwie po kilku godzinach spędzonych z tym kędzierzawym chłopakiem. Mogłem czuć się szczęśliwy i spełniony. Oderwałem się od Harrego z mlaskiem spoglądając w jego oczy pełne żądzy.
- Nie mówmy nikomu. - powiedziałem drżącym głosem. Ten zaś przytaknął mi głową na znak zgody ciągnąc mnie za rękę w stronę jego łóżka. Z mojego mózgu zrobiła się papka. Napalony Harry, w jednym łóżku ze mną. Rzucił mnie brutalnie na pościel, której zapach drażnił moje nozdrza swoją intensywnością, zapachem owoców i cynamonu. Mój prywatny afrodyzjak. Z przyjemnością zanurzyłem się w miękkim materacu i od razu zostałem przygnieciony przez ciało Harrego. Biło od niego niesamowite ciepło, a jego oddech tuż przy moim uchu sprawił, że zadrżałem.
- Loueh... Nawet nie wiesz jak bardzo Cię pragnę. - powiedział przygryzając płatek mojego ucha na co wydałem stłumiony jęk.
- Jestem Twój Harreh, tylko twój. - powiedziałem w nagłym przypływie odwagi.


Tak jak ustaliliśmy nikt się nie dowiedział o naszym wieczornym wybryku.
Podczas śniadania Harry posyłał mi znaczące spojrzenia, albo chcąc zrobić mi na złość często oblizywał wargi, bądź też wkładał rękę pod swoją koszulę drapiąc się po obojczyku, odsłaniając tym kawałek jego umięśnionego brzucha.
Początek wakacji zapowiadał się ciekawie. Częste wypady do klubów, które kończyły się wizytą w jednej z kabin w toalecie. Z Harrym oczywiście. Częste wypady na basen gdzie mogłem podziwiać jego idealne ciało, nie móc go dotknąć w żaden nieprzyzwoity sposób.
Dopiero w zaciszu naszego pokoju mogliśmy być blisko. Mogliśmy poczuć naszą miłość.
Tak właśnie dzięki cioci Caroline poznałem chłopaka, w oczach którego byłem idealnym facetem. Kto by pomyślał, że miłość tak może zmienić człowieka ?
Dzięki ciociu.



DZIĘKUJĘ ZA PONAD 2 400 WYŚWIETLEŃ !!!

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 12


- 19 października - obiło mi się echem po głowie. Nie potrafiłam nic powiedzieć. Wciągnęłam tylko gwałtownie powietrze zastanawiając się, jak to się stało. Co ja tu właściwie robię ?
- Amber... - kontynuował Louis - Jest wiele rzeczy, które musisz wiedzieć. Wiele się działo, jak Cię tu z nami nie było. - powiedział wpatrując się w swoje dłonie. Zastanawiałam się tylko, ile zdążyło mnie ominąć ciekawych rzeczy. Ile rzeczy wszyscy robili beze mnie. Ile posiłków zjedli, ile razy wyszli do kina, ile razy wyszli na spacer. Beze mnie.
Wpatrywałam się w Louisa, który wyglądał na przemęczonego. Coś w podświadomości podpowiadało mi, że to jego słyszałam, że to on przy mnie był. Że to ja byłam powodem jego zmęczenia... Jego opuchnięte oczy od płaczu, jego blada twarz. Mogła bym przysiąc, że bardzo schudł. Wyglądał jak wrak człowieka. Ja leżę tu podpięta do przeróżnych maszyn, a on po prostu siedzi, nie wiedząc od czego zacząć. Jego dłonie się trzęsą, a usta co chwilę otwierają się, na chęć powiedzenia czegoś i gwałtownie się zamykają odpuszczając ten pomysł. W moim umyśle krążą setki wspomnień. Poznanie się z Jess w pierwszej klasie. Pamiętam jak siedziałam sama w ławce i właśnie ona podeszła do mnie, pytając czy może się dosiąść. Włosy idealnie zaczesane w wysoki kucyk, fioletowa sukienka w różowe serduszka i białe podkolanówki. Zaszczyciła mnie swoim pięknym uśmiechem, na co ja kiwnęłam głową na znak zgody. Od tego momentu byłyśmy nierozłączne. Moment w którym rodzice powiedzieli mi i mojemu bratu, że się rozwodzą. Myśl nie do zniesienia. Aż wreszcie przyjazd tutaj. Poznanie Harry'ego i Naomi. Odkąd tu przyjechałam wszystko się zmieniło.
- Louis proszę. Powiedz coś. - powiedziałam spoglądając na przyjaciela.
- Za kilka dni będziemy mogli Cię stąd zabrać... Twój tata powiedział, że przyjedzie tu po Ciebie. Wszystko będzie jak dawniej obiecuję. - mówiąc to pochylił się nade mną i ucałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się smutno, widząc jak macha mi na pożegnanie i wychodzi za drzwi.
Nie pozostało mi nic innego jak czekać...

*kilka dni później*
Otwieram leniwie zaspane oczy i powoli podnoszę się do pozycji siedzącej. Rozglądam się po pokoju i widzę, że świat dopiero budzi się do życia. Pojedyncze promienie słońca wpadają do pokoju. Siedzę w półmroku zastanawiając się ile te 'kilka dni' może trwać. Kiedy wreszcie przyjedzie po mnie mój tata. Spoglądam na szafkę nocną i widzę kopertę z moim imieniem. Łapię ją drżącymi dłońmi i delikatnie rozrywam papier. Wyciągam z niej zdjęcie. Nie żaden list czy nawet testament. Po prostu zdjęcie, na którym jestem ja z Jess. Obie uśmiechnięte zamknięte w żelaznym uścisku.
- Pomyślałem, że chciała by żebyś je miała. - usłyszałam głos taty. Jednak on widząc moją dezorientację podszedł do mnie i przysiadł na skraju łóżka. - Wiem, że to może być dla Ciebie trudne - zaczął powoli - ale już mamy październik. Szkoła się już dawno zaczęła. Jess musiała wrócić i... - przerwał.
- I co tato ? - zapytałam niecierpliwie.
- Kochanie. Ona miała wypadek. - to co usłyszałam całkowicie odjęło mi mowę. Opadłam bezwładnie na łóżko. Nie chciałam już nic słyszeć, chciałam żeby wyszedł i mnie tu zostawił. Wszystkie wspomnienia zaczęły wracać, każde jej słowo obijało mi się o czaszkę.

W drodze powrotnej oparłam głowę o szybę w celu krótkiej drzemki. Jednak pomysł okazał się beznadziejny, ponieważ liczna ilość dziur w asfalcie całkowicie mi to uniemożliwiła. Postanowiłam przetrwać w pozycji siedzącej, aż do naszego celu. Mianowicie, mojego domu.

Wchodząc na górę do swojego pokoju widzę zdjęcia rodzinne w ramkach powieszone na ścianie.
Tom zajmujące pierwsze miejsce w szkolnych biegach.
Tata z mamą na ślubnym kobiercu.
Tom wraz z naszym chomikiem Robinem, który uciekł po tygodniu mieszkania u nas. Biedaczek wolał się ewakuować, gdy mama dowiedziała się o jego istnieniu i zaczęła krzyczeć tak głośno, że słyszano ją na drugim końcu miasta.
Mama z tatą na ławce. Jeszcze tacy szczęśliwi i pełni miłości.
A gdzie ja ? Gdzie jakiekolwiek moje zdjęcie ?
Otwieram drzwi do swojego pokoju i tracę grunt pod nogami. W moim dawnym pokoju w którym mieszkałam razem z Jess zostało tylko idealnie pościelone łóżko, puste pułki, ściany bez żadnych zdjęć i rysunków. Po otworzeniu szafy widzę, że i również one są puste. Odwracam się w stronę drzwi do naszej łazienki i pierwsze co rzuca mi się w oczy to kartony na lewo od drzwi. Podchodzę do nich powoli je otwierając.
Moje rzeczy...
W kartonach były spakowane moje rzeczy !
Usłyszałam za sobą skrzypnięcie drzwi więc od razu się odwróciłam, mimo że wiedziałam że to tata.
- Dlaczego ? - zdołałam wydusić ze łzami w oczach.
- Nie było szans abyś się wybudziła...
- Jasne ! Rozumiem ! Myśleliście wszyscy, że już nie przekroczę progu tego domu ?! Dobrze myśleliście ! Nie mam zamiaru to wracać ! - wykrzyczałam ojcowi w twarz i wybiegłam. Zwyczajnie przed siebie, traskając donoście drzwiami. Oczywiste mogło się wydawać to, że pobiegnę do Louisa. On jako jedyny zawsze mnie rozumiał.

Wbiegając po schodach w błyskawicznym tempie, wreszcie stanęłam pod drzwiami hotelowymi za którymi znajdował się Lou. Starając się uspokoić oddech podniosłam rękę i zapukałam w drzwi.
To co zobaczyłam całkowicie zwaliło mnie z nóg. Przede mną znajdował się Louis bez koszulki, w samych spodniach dresowych. Normalna dziewczyna umarła by z podniecenia, gdyby nie fakt, że miał na rękach małe dziecko. Przyglądałam się dziecku z wielkimi oczami nie wiedząc co jest grane.
- Od kiedy to bawisz się w niańkę ? - zażartowałam jednak gdy zauważyłam że jego wyraz twarzy jest spokojny i poważny zdębiałam.
- To moje dziecko Amber. - powiedział spokojnie.


Po pierwsze baaaardzo dziękuję za ponad 2 000 wyświetleń ! Wow. Nie spodziewałam się, że będzie was aż tak dużo.
Po drugie przepraszam za tyle czasu nieobecności, widzę że wiele was tu cały czas zaglądało z nadzieją na nową notkę i mam nadzieję że was nie zawiodłam, bo nie jestem zadowolona z rozdziału.
Planuję nowe opowiadanie. Tym razem zaplanowane szczegółowo, ponieważ te opowiadanie piszę spontanicznie. To co mi wpadnie do głowy to piszę. ;p
I chciałam was zapytać czy chcielibyście przeczytać ode mnie coś jeszcze ?
Nowe opowiadanie chciała bym zamieścić dopiero po epilogu, ale spokojnie. Na razie na epilog się nie zanosi. ; )
Zachęcam was do komentowania i obserwowania.

poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 11


Spadając z wielką siłą w dół, zastanawiam się co się dzieje. Powoli zaczynają docierać do mnie jakieś niezidentyfikowane szmery i głosy. Zastanawiam się, co pokusiło mnie, aby pójść tą ścieżką. Dlaczego nie zostałam w tym beztroskim świecie, gdzie mogę wzbić się ponad chmury, wesoło podśpiewując. Było tam tak dobrze. Z dala od codziennych problemów. Znajdowanie się gdzieś pomiędzy życiem, a śmiercią. Chciała bym cieszyć się tym stanem jeszcze trochę, chwilę, moment.
Moje klatka piersiowa ugina się pod wpływem czyjegoś nacisku. Czuję ukłucie w okolicy zgięcia łokcia. Po moim wiele rozchodzi się żar substancji, którą właśnie mi podano. Przed oczami mam wciąż pustkę. Ciężkie powieki protestują i nie chcą się otworzyć chociaż na moment. Do moich uszu dobiega głos starszego mężczyzny.
- Odzyskamy ją. - mówi głośno.
Moje ciało dalej jest ugniatane przez czyjeś silne dłonie. Zaczynam czuć w środku jakieś niepokojące stukanie. Coś, jakby chce rozsadzić mnie od środka. Zaczynam się martwić. Co, jeśli już nie wrócę do tego wspaniałego, bajkowego świata ? Co jeśli coś w środku mojego ciała chce mi uniemożliwić beztroskie życie tam ?
Boje się. Panicznie się boję. Różne głosy wokół mnie wirują. Nie jestem w stanie ich dokładnie zrozumieć. Wszyscy tak chaotycznie się wypowiadają i tak w szybkim tempie, że nie rozumiem ani słowa. Stukotanie w ciele narasta. Stuka rytmicznie, jak rytm do indiańskich tańców. Coraz bardziej boli mnie klatka piersiowa.
- Jej serce zaczęło bić. - usłyszałam niewyraźny głos kobiety.
Serce... Moje serce bije...

Siedzę skulona na krześle i co chwila ocieram policzki z natłoku łez. Kilka metrów przede mną widzę Louisa, bacznie stojącego przy drzwiach, oczekującego dobrych wieści. Jest taki silny. Tak bardzo wierzy w to, że wszystko będzie dobrze. Opuszczam swoje nibynóżki i podążam w jego stronę. Ledwo go poznałam ale już czuję że jest dobrym człowiekiem. Chce dla Niej jak najlepiej. To Ona jest teraz najważniejsza.
Stoimy tak chwilę w milczeniu. Żadne z nas nie potrzebuje słów. Stoimy tak po prostu rozmyślając o tych dniach, tygodniach, a nawet miesiącach bez Niej. Nic już nie jest takie samo.
- Proszę was o udanie się pana do domu, a pani do swojego pokoju. - dochodzi do mnie ochrypły głos lekarza wyłaniającego się zza drzwi. Louis przygląda mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. - Amber potrzebuje odpoczynku. Przyjdźcie jutro, dobrze ? - pyta starszy mężczyzna spoglądając na nas.
- Oczywiście. Przyjdziemy jutro. - mówię i staram się odciągnąć Louisa. - Chodź, musimy się przespać, oboje jesteśmy zmęczeni. Przyjdziemy tu jutro. Obiecuję. - W odpowiedzi dostaje tylko skinięcie głową.

Przemierzam korytarz w ciszy. Udaję się pod pokój Naomi, by oznajmić jej, że możemy już odwiedzić Amber. Po nieprzespanej nocy wyglądam jak zombie. Całą noc rozmyślałem o tym co skłoniło Amber do pójścia do lasu i co jej się tam stało.
Zawsze będę pamiętał o jej wiecznie wesołych oczach, które wpatrywały się we mnie tak, że miękły mi kolana. Zawsze będę pamiętał o jej pięknym uśmiechu, który rozświetlał każdy mój dzień. Zawsze będę pamiętał o niej, ale czy ona będzie pamiętała o mnie ? Czy śpiączka pozwoli jej na zatrzymanie wspomnień ? Czy natłok informacji pozwoli nam na dalszą przyjaźń ?
Nie chcę jej ranić. Nie chcę się przyznać do błędu. Boli mnie sama myśl, że mogła by się dowiedzieć o czymś tak okropnym. Pozostawię wszystko dla siebie. Dla jej dobra.

Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

Podchodzę pod pokój Naomi i zaglądam do niego. Widzę jak czarnowłosa zapina swoją bluzę i spina włosy w wysokiego kucyka. Podchodzi do mnie ciepło się uśmiechając. Nie znam jej długo, ale już zdążyła wzbudzić we mnie sympatię. Nie dziwię się czemu Amber jej zaufała i zaprzyjaźniła się z nią. Dzięki tej dziewczynie życie Amber nie legnie w gruzach. To Naomi zawsze przy niej będzie. To ona niczym anioł podniesie ją z każdego upadku i pokaże właściwą drogę. Myśląc o tym, nawet nie wiedziałem jak bardzo się mylę...
- Chodźmy już. - powiedziała moja towarzyszka i udaliśmy się pod pokój gdzie leżała Amber. Mała, krucha Amber. Dzięki której mam ochotę rano wstać i iść do niej. Spędzić cały dzień przy jej łóżku opowiadając jej, jak minął mi dzisiejszy dzień. Nie było to nigdy nic specjalnego, ale mimo to wiem, że ona mnie słyszała. Żałuję, że z biegiem czasu miałem coraz więcej pilnych spraw, przez co omijały mnie wizyty w szpitalu. To nie tak że ją zaniedbywałem. Po prostu obowiązki wzywały.
Stojąc już pod pokojem naszej przyjaciółki biorę głęboki wdech i zaciskam na ciężką klamkę. Drzwi otwierają się z cichym szelestem i do moich oczu uderza ciemność. Potrzebuję chwili, by oczy przyzwyczaiły się do niej. Powoli wchodzę do pomieszczenia dając znać Naomi że chcę porozmawiać z Amber sam. Ona tylko kiwa głową na znak, że się zgadza.
- Dlaczego tu tak ciemno ? - pytam po cichu.
- Nie chcę żebyś mnie oglądał w takim stanie. - odzywa się słabym głosem cicho łkając.
Zapalam światło i widzę w jakim stanie jest Amber. Jest blada, ma sine usta i wygląda tak słabo jakby zaraz miała zemdleć.
Jej zapłakane oczy przyglądają mi się ze strachem jakby bała się mojej reakcji. Uśmiecham się i podchodzę zapewniając że będzie w porządku.
- Lou... - zaczyna niepewnie - Ile to trwało ? - pyta patrząc na mnie wyczekującym wzrokiem, lecz ja nie wiem o co jej może chodzić. Widząc moje zamieszanie dodaje - No wiesz... Ile czasu spałam.
- Troszkę czasu... - odpowiedziałem przyglądając się jej. Spojrzała na mnie wykrzywiając twarz w grymasie. Wiedziałem że ta odpowiedź jej nie zadowoli.
- Którego dzisiaj mamy ? - szczerze nie chciałem jej odpowiadać na to pytanie. Fakt, że zapadła w śpiączkę w połowie lipca nie był pocieszający.
- 19 października - odpowiedziałem powoli.


Bardzo chciałam przeprosić, za to że tak krótko oraz za to, że od ostatniej notki minęło trochę czasu.
Może nie napisałam za wiele, ale chciałam dodać cokolwiek.
Strasznie Wam dziękuję za ponad 1800 wejść. To jest dla mnie tak wspaniałe, że nie potrafię w to uwierzyć. Dziękuję wam za komentarze, które mnie motywują. ; ) Oby dopisała mi wena, bo chciała bym napisać dłuższy rozdział, w którym będzie się trochę działo, bo ten rozdział wyszedł jakiś nudny.
Zachęcam do komentowania i obserwowania. ; )

Jak myślicie, jaką tajemnicę skrywa Louis ?

środa, 27 lutego 2013

Rozdział 10


Gdzieś między jawą a snem, tańczę w obłokach. Otulona ciepłym powietrzem, unoszę się coraz wyżej. Szum morza, mewy. Leżę tak pośród chmur i odpoczywam. Dzisiaj nareszcie mam spokój. Co dzień mój odpoczynek zakłócają mi znajome głosy. Słyszę płacz, krzyk, błaganie. Jest to strasznie irytujące i nie do zniesienia. Ilekroć słyszę te głosy, z chmur wyjawia się oświetlona ścieżka. Ale po co ? Dokąd ona prowadzi ?

Ścieżka ukazuje mi się coraz rzadziej. Coraz rzadziej słyszę też głosy. Czuję się tutaj trochę samotna. Dąsam się pośród chmur i z coraz większą tęsknotą nasłuchuję jakiś głosów. Spędziłam już tutaj trochę czasu. Nie jestem w stanie powiedzieć ile. Mogą to być dni, miesiące, a nawet lata.

Mijają tak kolejne dni, a ja nadal tutaj siedzę. Jedyne co mnie pociesza to fakt, że usłyszałam głos. Należał do mężczyzny. Ochrypły głos pojawił się tylko na chwilę. Przywitał się ze mną, opowiedział mi jak dzisiaj spędził dzień i jak bardzo ma nadzieję na to że wrócę. Tak, jakbym się gdzieś wybierała.
- Bardzo za Tobą tęsknimy Amber. Wszyscy. – usłyszałam damski głos. – Świadomość, że leżę kilka sali obok i tak rzadko Cię widuję jest straszna. – to była Naomi.- Lekarze nie pozwalają Cię za często odwiedzać. Mówią, że musimy dać Ci odpocząć, jeśli naprawdę chcemy żebyś się wybudziła.
I znów ta cholerna ścieżka…
Bałam się. Serio. Byłam przerażona faktem, że mogła bym błądzić bez celu lub co gorsza, nie wrócić do tego wspaniałego, spokojnego miejsca. Z jednej strony tęskniłam za znajomymi, ale znalazłam się tutaj i bardzo mi tu dobrze. Nie wiem co się stało. Może był koniec świata ? Może podczas mojej wycieczki do lasu kometa trafiła w ziemię ? Kto wie…
Nie ma ryzyka, nie ma zabawy. Jak to mawiała Jess.
Pewnym krokiem ruszyłam w stronę ścieżki.
- Stój ! – krzyknął ktoś za moimi plecami, na co ja momentalnie złapałam się za serce. Prawie zawału dostałam ! – Jesteś pewna, że chcesz wrócić do świata żywych ? – po tym jak usłyszałam pytanie gwałtownie się odwróciłam i ujrzałam niskiego blondyna, ubranego na biało. Jego oczy miały kolor fioletowy, co było dość dziwne.
- Że co proszę ? Chcesz mi powiedzieć, że nie żyję ? – zapytałam nie wierząc w to co powiedział ten chłopak. To przecież niedorzeczne. Mam ciało, umiem mówić. Ba ! Ja nawet chodzę. To nie możliwe, żebym była martwa.
- Jeszcze nie umarłaś. Ale jeśli nie wejdziesz na tą ścieżkę w najbliższym czasie, nie będzie odwrotu. – powiedział tak spokojnie jakby mówił mi, co zjadł dzisiaj na obiad.
Spojrzałam na niego podejrzliwie i zawahałam się. Może on ma racje ?
Weszłam niepewnie na ścieżkę i ruszyłam przed siebie. Co jakiś czas tęsknie zaglądałam przez ramie, ale mimo to się nie rozmyśliłam. Szłam dalej z podniesioną głową. Wędrówka trwała już jakiś czas. Droga wydawała się nie mieć końca. Nuciłam sobie pod nosem piosenkę McFly i poczułam szarpnięcie za nogę.
***
Siedząc tak w silnie oświetlonej sali na małym krześle przy łóżku Amber, spoglądam na jej kruchą twarz. Jest strasznie blada, pod jej długimi rzęsami znajdują się sine półkola, co świadczy o jej przemęczeniu. Walczy już bardzo długo o to, aby do nas wrócić. Ale z biegiem dni były coraz mniejsze szanse na to, że się wybudzi. Nie chcę tracić nadziei. Nie chcę chodź przez chwilę myśleć, że może się nie wybudzić. Wierzę to z całego serca że w końcu zobaczę jej niebiesko-zielone oczy i przywita mnie najwspanialszym z uśmiechów. Uśmiecham się gdy czuję jak jej dłoń ścisnęła moją.
Zaraz, zaraz… co ?! Jak to jej dłoń ścisnęła moją ?! Przecież… To jest niemożliwe.
- Doktorze ! – krzyczę z nadzieją, że ktoś na dyżurze mnie usłyszy. – Doktorze ! – krzyczę jeszcze głośniej i po chwili wbiega lekarz dyżurujący i patrzy na mnie zdziwiony widząc, że z Amber bez zmian.
- Tak ? – pyta bacznie mi się przyglądając. – Wołał mnie pan, prawda ?
- Wołałem. Bo ona ścisnęła mnie za rękę, a to przecież nie możliwe… - zacząłem mając łzy w oczach. Czy to były łzy szczęścia ? Czy może strachu, że to tylko moje urojenie ?
- Zaraz wezwę resztę. Proszę tutaj zostać. – powiedział i wybiegł z pomieszczenia.
Nie musiałem długo czekać aż kilkoro lekarzy i pielęgniarek zbiegnie się wokół Amber. Kazali mi wyjść z pomieszczenia i zasłonili szybę. Nie mogłem jej nawet zobaczyć… Nie wiem co z nią robili, ale mam nadzieję że to ją przywróci do życia…

Dzisiaj krótko, przepraszam. Ale mam straszny natłok nauki i nic na to nie poradzę. ;(
Dziękuję za komentarze pod wcześniejszym rozdziałem. ^ ^
Dziękuję również za wszystkie wyświetlenia. JESTEŚCIE NIESAMOWICI. ; )
Zachęcam was do obserwowania i komentowania.
Pytanie do was. ;p
Jak myślicie, kto siedzi przy łóżku Amber ? Harry, Lou czy może Tom ?

czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział 9


Gdy widzę Harry'ego ubierającego się w pośpiechu i Toma leżącego na łóżku z zamglonymi oczami, natychmiast mam ochotę wybiec. Biorę rozpęd i wybiegam z domu. Już po krótkiej chwili znajduję się na dróżce jakiegoś pobliskiego lasu. Postanawiam zboczyć z trasy i udać się dalej, głębiej lasu. Idę po ściółce. Do moich uszu dobiega szelest gałęzi po których idę, lekki wiatr owiewa moje ramiona i przechodzi mnie dreszcz. Zaczyna robić się strasznie. Powinnam natychmiast wracać, jednak coś mówi mi żebym tu została. Tu nikt mnie nie znajdzie. Postanawiam tu zostać. Przysiadam na miękkim mchu i opieram się o korę drzewa. Wdycham świeże powietrze i wsłuchuję się w śpiew ptaków. Tutaj czuję się szczęśliwa. To mogła być kryjówka dla mnie i dla ludzi których kocham. Dla Louisa, Jess i Naomi.
Po chwili rozmyślania zadzieram głowę do góry i widzę jak ptaki wesoło ćwierkają mi nad głową. Promienie słońca, próbują przedostać się przez szczeliny w koronach drzew. Mogła bym tu zostać na wieki.

Krzyk…

Strzał…

Cisza…

Poderwałam się z miejsca rozważając ucieczkę. Jednak moje nogi zadecydowały inaczej. Biegłam przed siebie, biegłam w stronę z której usłyszałam krzyk. Biegłam dobre pięć minut i dalej nic. Nikogo nie widziałam.
- Uciekaj ! – usłyszałam nagle.
Mimo wołania kobiecego głosu biegłam dalej. Nagle świat zawirował. Osunęłam się powoli na ziemie, widząc korony drzew, które rozmazały się w niewyraźny obraz. Upadłam na ziemię i oddychałam ciężko. Poczułam silne dreszcze i ból głowy. Odruchowo złapałam się za nią.
Krew… Zobaczyłam krew na mojej dłoni. Odchyliłam lekko głowę i przymknęłam oczy. Czułam jakbym zasypiała. Czułam się tak, jakbym fruwała szczęśliwa, bez żadnych zmartwień. Unosiłam się lekko, jak liście na wietrze. Włosy tańczyły dookoła mnie, muskając moją szyję i ramiona. Śpiewałam razem z ptakami. Wszystko wydawało się być tak piękne.
***
Siedziałem właśnie przed telewizorem, oglądając jakiś nudny program kulinarny. Podniosłem się z kanapy w celu pójścia do toalety. Natomiast coś mi na to nie pozwoliło.
„ Wiadomość z ostatniej chwili ! Znaleziono mordercę, od dawna poszukiwanego. Ostatnią jego ofiarą padła Amber Collins. Znajduje się teraz w klinice przy ulicy Rue de la Cite. „
Patrzałem na spikera ogłaszającego tą wiadomość i nie mogłem w to uwierzyć. Patrzałem na telewizor bez mrugnięcie okiem, analizując każde słowo mężczyzny. Natychmiast ubrałem buty i wybiegłem z hotelu. Pędząc po schodach wpadłem na kilka osób, tylko krzyknąłem krótkie przepraszam i dalej gnałem do wyjścia.
- Na Rue de la Cite ! – powiedziałem zamykając drzwi taksówki. Jadąc bardzo powoli, nerwowo kręciłem się na fotelu z tyłu, na co taksówkarz posyłał mi krótkie spojrzenia. Poruszaliśmy się ślimaczym tempem bo utkwiliśmy w korku. – Przepraszam, daleko stąd jest ta ulica ?
- Trzecia ulica w prawo chłopcze. – odpowiedział starszy mężczyzna siedzący za kierownicą.
- To ja już dziękuję. Wysiadam. – odparłem i już chciałem wysiadać, gdy mężczyzna odchrząknął znacząco. No ładnie… Nie zabrałem portfela… Z zażenowania spuściłem wzrok i jedyne co mi przyszło do głowy, to zdjęcie zegarka. Był o wieeeele droższy niż ta krótka trasa taksówką, ale cóż innego mogłem zrobić. Zdjąłem go i podałem wyraźnie zadowolonemu mężczyźnie.
Szybko gnałem ulicami zatłoczonego Paryża, aż dotarłem do celu. Wbiegłem na korytarz i odszukałem kogoś, kto mógł by wiedzieć cokolwiek o Amber. Zza roku wyłoniła się pielęgniarka, więc natychmiast do niej podbiegłem.
- Przepraszam bardzo. Orientuje się pani gdzie leży Amber Collins ? Przywieziono ją tutaj dzisiaj.
Pielęgniarka tylko spojrzała na mnie i czule pogładziła mnie to policzku. Nie wróżyło to nic dobrego.
- Jesteś kimś z jej rodziny ? – zapytała, na co ja pokiwałem przecząco głową. – Niestety nie mogę Ci pomóc.
- Jestem jej najlepszym przyjacielem. Znam ją od bardzo dawna. Muszę do niej iść ! – zaczynałem histeryzować. Czy ta kobieta nie rozumie że ja MUSZĘ ją zobaczyć ?
- Chodź ze mną. Zobaczymy, co da się zrobić.
Tak jak powiedziała – tak zrobiłem. Szybkim krokiem przemierzaliśmy korytarze, aż doszliśmy do windy. Nastała krępująca cisza a ja tylko patrzałem na ekran informujący, że jesteśmy dopiero na szóstym piętrze… siódmym… ósmym…
- Na którym piętrze leży Amber ? – zapytałem nie spoglądając na kobietę.
- Na dwunastym. – odparła, a ja w duchu modliłem się, żeby ta cholerna winda jechała szybciej.
Gdy drzwi windy się otworzyły natychmiast skręciliśmy w korytarz na lewo. Po chwili marszu zatrzymaliśmy się przy drzwiach z numerem 127. Przylgnąłem do szyby oddzielającej korytarz od pomieszczenia, w którym znajdowała się Amber. Leżała na łóżku. Była podłączona do chyba każdej możliwej aparatury. W jej ciało było powbijane pełno wenflonów. Jej głowa była pokryta bandażem. Wyglądała tak słabą, że miałem ochotę tam wbiec i ją przytulić. Miała przymknięte oczy i głęboko oddychała.
Nagle na moim ramieniu poczułem czyjąś dłoń. Obróciłem się i zobaczyłem Jess. Najlepszą przyjaciółkę Amber. Która kiedyś wraz z nami spędzała czas. Potem, gdy Amber poszła do liceum utrzymywała kontakt tylko z nią. Blondynka miała silnie opuchnięte i przekrwione oczy. Momentalnie rozchyliłem ramiona. Wtuliła się we mnie cicho łkając i mówiąc że damy sobie radę. Że wszystko będzie w porządku. Oboje staliśmy przytuleni spoglądając w szybę.
- Tobie też nie pozwoliła wejść ? – zapytałem.
- Tak… powiedziała że musimy czekać na jej ojca. Gdy on wyrazi zgodę na nasze wejście to dopiero wtedy ją zobaczymy. – powiedziała cicho, a zaraz po jej słowach nastała cisza.


Kochani ! Od dodania ostatniej notki przybyło ponad 200 wyświetleń. Bardzo mnie to cieszy, że tak chętnie czytacie mój blog. Ale mam do was prośbę. Zostawcie krótki komentarz. Może to być tylko słowo: Przeczytałam/łem.
Wiem że Was stać na to, więc następny rozdział ukaże się wtedy gdy pod tym rozdziałem będzie 5 komentarzy ( nie wliczając w to moich odpowiedzi ).

wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział 8


W poniższym rozdziale znajdują się sceny miłości męsko-męskiej. Czytasz na własną odpowiedzialność.

Budzi mnie wschodzące słońce próbujące dostać się do pokoju, przez szczeliny w zasłonach. Do moich nozdrzy, dostaje się zapach wiśni. Zapach mojej młodości. Zapach mojego sensu życia. Czuję kogoś wtulającego się z moje ramię. Otwieram powieki i zastaję najbardziej rozczulający widok, jaki można sobie wyobrazić. Obok mnie śpi Amber, z lekko otwartymi ustami, które mamroczą coś przez sen. Jestem pewien, że sen w którym teraz jest pogrążona, nie należy do spokojnych. Co chwilę marszczy nos w śmieszny sposób, tak jak to robiła kiedyś, gdy złościła się na mnie.
Podnoszę się powoli z łóżka i udaje się do łazienki. Staję przed lustrem i jedyne co widzę to moje potargane włosy i podkrążone oczy. No tak… Rozmawialiśmy wczoraj prawie całą noc. Kilka godzin snu nie zapewniło mi odpowiedniego wypoczynku.
Szybko zrzucam z siebie wczorajsze ciuchy i wskakuję pod prysznic. Oddając się ten wspaniałej i błogiej chwili słyszę skrzypnięcie…
Skrzypnięcie drzwi.
- Jak długo już nie śpisz ? – pyta się mnie znajomy głos.
Wychylam głowę z kabiny i ilustruję ją wzrokiem. Ma na sobie wczorajsze ciuchy, całkowicie rozmazany makijaż i włosy w lekkim niełazie, bezwładnie opadające jej na ramiona. Jej niebiesko-zielone oczy połyskują w świetle poranka i uśmiech rozciąga się do niemożliwych rozmiarów. Nie możliwe, że nie boli ją twarz od tego ciągłego uśmiechu.
- Jakieś pół godzinki. Nie chciałem Cię budzić, więc poszedłem się kąpać.
- Jestem głodna. – zmarszczyła brwi.
- Gdy wyjdę, wskoczysz szybko pod prysznic i zabieram Cię stąd. – powiedziałem znikając za kabiną prysznica.
- Gdzie ? - zapytała dalej stojąc w drzwiach łazienki.
- Zobaczysz. – wychyliłem się i poruszałem zabawnie brwiami, na co Amber od razu się roześmiała.
Usłyszałem dźwięk zamykanych się drzwi, więc w spokoju mogłem doprowadzić się do stanu używalności.
***
Zbliża się południe, a my z Louisem przemierzamy ulicę Paryża w poszukiwaniu jakiejś dobrej knajpki. W końcu po niemalże godzinie szukania znaleźliśmy całkiem przytulną, małą restaurację. Jej wystrój był bardzo skromny. Podłogi wyłożone panelami w kolorze mocnej kawy. Ściany pomalowane na pistacjowy kolor, który idealnie się komponował z pistacjowymi obrusami na stołach.
Zasiedliśmy do stołu i wpatrywaliśmy się w menu które nam podano. Restauracja nie słynęła z pewnością z jakiś specjalnie wykwintnych dań, ale cóż się spodziewać po małej knajpce na rogu ulicy.
- Co zamawiamy ? – zapytał Lou odgarniając ręką grzywkę, która wpadała mu w oczy.
- Ja chcę schabowego z frytkami i zestawem surówek – powiedziałam spoglądając na Lou, który wytrzeszczył oczy ze zdziwienia ilustrując mnie wzrokiem. – No co ? Jestem głodna.
- Czy już państwo wybrali ? – zapytała podchodząca do nas kelnerka.
- Tak. Dwa razy schabowy z frytkami i zestawem surówek. – odezwał się Louis.
- Coś do picia ? – zapytała kelnerka zabierając menu.
Lou popatrzał na mnie oczekująco.
- Może być cola. – powiedziała uśmiechając się do kelnerki. Miała niesamowitą urodę. Miała bardzo ciemne oczy oprawione gęstymi rzęsami i długie ciemne, falowane włosy.
- Dla pana również ? – zapytała grzecznie kelnerka odrzucając zalotnie włosy i patrząc na mojego Lou jak na kawałek mięsa. Louis odpowiedział jej skinięciem głowy, na co ta odeszła po drodze odwracając się i puszczając mu oczko.
- Matko… - mruknęłam to siebie. Lou natychmiast spojrzał na mnie i zmierzył wzrokiem.
- Co Ci jest ?
- Udajesz, że nie widzisz ? Ona gapiła się na Ciebie, jakby miała Cię tu wykorzystać na tym stole nie zważając na okoliczności.
- A co zazdrosna ? – zapytał poruszając brwiami w zabawny sposób. – Oj no nie złość się księżniczko.
***
Wychodziliśmy z Amber z restauracji. Z pełnymi brzuchami skierowaliśmy się w stronę parku, aby trochę pospacerować. Powietrze było ciepłe i przyjemne. Świeciło słońce, co zachęciło znaczną część dzielnicy na spacerowanie. W parku roiło się od dzieci na karuzelach, wraz z rodzicami siedzącymi na ławkach niedaleko. Wiele młodych par przechadzało się krętymi dróżkami tutejszego parku. Wkońcu dotarliśmy do jednej z ławek. Siedząc tak wspominaliśmy dawne czasy. Tak wiele mamy wspólnych wspomnień.
- Co dalej zrobisz ? – zapytała cicho Amber przyglądając się grupce dzieci bawiących się w piaskownicy. – Zamieszkasz na zawsze w tym hotelu ?
- Chciałem znaleźć tu mieszkanie. Podoba mi się tu. – powiedziałem nie chcąc wyjawić jej że chcąc nie chcąc, będę musiał wracać.
- Został byś tu ? Na zawsze ? – zapytała z nadzieją w oczach. Nie mogłem jej skrzywdzić i zostawić. Musiałem tutaj zostać.
- To nie takie proste. Wiesz że moi rodzice nie są przygotowani na moją przeprowadzkę. – skłamałem.
Westchnęła tylko cicho i przymknęła oczy. Poszedłem w jej ślady. Siedzieliśmy tak w ciszy, która nam w żaden sposób nie przeszkadzała. Pogrążyliśmy się w swoich myślach, daleko odpływając. Unosząc się jak liście na wietrze, gdzieś daleko w przestrzeń.
***
Przemierzając park natknąłem się na parę. Siedzieli tyłem do mnie i rozmawiali, śmiali się. Co jakiś czas łapali się za rękę lub przytulali. Widok był naprawdę czymś pięknym. Szczęście biło od nich na kilometr. Przybliżając się tak do nich dostrzegłem profil całkiem ładnego chłopaka, o brązowych włosach które wpadały mu do oczu. Do oczu w kolorze błękitnego nieba. W kolorze oceanu. Jego oczy były przepełnione szczęściem. Nagle wstał z ławki obejmując dziewczynę. I usłyszałem ten śmiech… Śmiech Amber. Przyśpieszyłem kroku i zobaczyłem ich. Szli razem śmiejąc się. Byli tak radośni, że nie mogłem na to patrzeć. Natychmiast zerwałem się z miejsca i pobiegłem do domu Amber. Nie wiem nawet w jakim celu. Zniszczę jej sypialnię jak na tandetnych filmach ? Nie mamy żadnych rzeczy które mogły by się jej ze mną kojarzyć. Więc wyniesienie czegokolwiek nie wchodzi w grę.  Ale już wiem…
Jej brat będzie moim ukojeniem. Widziałem jak zerka na mnie. Tylko on może mi pomóc. Wiem ile by dał bym tylko go dotknął.
Dotarłem zmęczony do drzwi wejściowych i zadzwoniłem kilka razy. Po minucie w drzwiach stanął Tom.
- O witaj Harry. – powiedział z uśmiechem na ustach. – Amber nie ma. Wyszła.
- A kto powiedział że przyszedłem do niej ? – powiedziałem z chytrym uśmieszkiem wchodząc do środka. Naparłem na jego ciało tak, że się przesunął. Zamknąłem za sobą drzwi i spojrzałem na niego. Z jego oczu dało się wyczytać strach jak i podniecenie. Jego źrenice momentalnie się rozszerzyły, a usta lekko rozwarły w celu powiedzenia czegoś. Był idealny na ukojenie moich nerwów. Jego delikatne rysy twarzy były niemal dziewczęce. Jego brązowe, połyskujące oczy. Pełne usta. Ciemne włosy zakręcające się lekko tuż przy końcach. W ciemności, można były bo do pomylić z kobietą.
Szybko zmniejszyłem odległość między nami miażdżąc jego usta swoimi. Brunet zaskoczony moim ruchem stał chwilę w osłupieniu.  Wiedziałem, że ich ojciec jest do wieczora w pracy. Wiedziałem, że jesteśmy sami. Podniosłem bruneta na wysokość bioder i czekałem aż oplecie je swoimi nogami. Gdy już to uczynił wniosłem go powoli do góry, rzucając na łóżko. Stanąłem naprzeciw łóżka i widziałem rządzę w jego oczach. Widziałem, że tego chce. Szybkim ruchem zrzuciłem z siebie koszulkę i pochyliłem się nad nim siadając na nim okrakiem. Złączyłem nasze usta w pocałunku, który różnił się od poprzedniego. Nasze języki zawzięcie walczyły o dominację. Jego ręce oplotły moją szyję. Gdy przejechałem ręką po jego udzie jęknął w moje usta. Sprawiło mi to nie małą przyjemność.
Tom chcąc dominować odwrócił mnie na plecy. Zdjął swoje ubrania pozostając w samych bokserkach usadowił się na moich biodrach. Może to i dziwne, ale on mnie naprawdę podniecał. Mimo, że był mężczyzną.
Chłopak składał pocałunki na mojej żuchwie, szyi, nagim torsie, aż jego usta powędrowały do linii spodni. Ochoczo je ze mnie ściągnął i zabrał się za bokserki.
- Przestań ! – powiedziałem patrząc jak bierze mojego członka do ust – Kładź się na brzuchu. – rozkazałem.
***
Louis po spacerze odprowadził mnie do domu. Staliśmy tak pod drzwiami i wymieniliśmy się numerami telefonów. Po krótkiej rozmowie weszłam do domu i zastałam grobową ciszę.
- Halo ? Jest tu ktoś ? – krzyknęłam z nadzieją że ktoś mi odpowie.
Po krótkiej ciszy usłyszałam ciche szepty dochodzące z góry. Natychmiast udałam się do góry. Wchodząc po schodach, słyszałam tylko jak ktoś biega po pokoju mojego brata. Co ten Tom wyrabia ? Wyścigi ?
Otworzyłam z cichym szelestem drzwi i to co zobaczyłam wyprowadziło mnie z równowagi.
- HARRY ! – krzyknęłam zanosząc się szlochem. – Dlaczego ? – zapytałam cicho łkając.


Kochani ! Blog ma już 1000 wyświetleń. Nawet nie wiecie jak baaardzo się cieszę. ; )
Zachęcam was do komentowania i do obserwowania bloga.
Jakoś nie za bardzo jestem zadowolona z tego rozdziału, a szczególnie ze sceny Harry'ego i Toma. Nie umiem pisać takich scen, nie mam w nich wprawy.
Do następnego. ^ ^

CZYTASZ = KOMENTUJ