wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział 8


W poniższym rozdziale znajdują się sceny miłości męsko-męskiej. Czytasz na własną odpowiedzialność.

Budzi mnie wschodzące słońce próbujące dostać się do pokoju, przez szczeliny w zasłonach. Do moich nozdrzy, dostaje się zapach wiśni. Zapach mojej młodości. Zapach mojego sensu życia. Czuję kogoś wtulającego się z moje ramię. Otwieram powieki i zastaję najbardziej rozczulający widok, jaki można sobie wyobrazić. Obok mnie śpi Amber, z lekko otwartymi ustami, które mamroczą coś przez sen. Jestem pewien, że sen w którym teraz jest pogrążona, nie należy do spokojnych. Co chwilę marszczy nos w śmieszny sposób, tak jak to robiła kiedyś, gdy złościła się na mnie.
Podnoszę się powoli z łóżka i udaje się do łazienki. Staję przed lustrem i jedyne co widzę to moje potargane włosy i podkrążone oczy. No tak… Rozmawialiśmy wczoraj prawie całą noc. Kilka godzin snu nie zapewniło mi odpowiedniego wypoczynku.
Szybko zrzucam z siebie wczorajsze ciuchy i wskakuję pod prysznic. Oddając się ten wspaniałej i błogiej chwili słyszę skrzypnięcie…
Skrzypnięcie drzwi.
- Jak długo już nie śpisz ? – pyta się mnie znajomy głos.
Wychylam głowę z kabiny i ilustruję ją wzrokiem. Ma na sobie wczorajsze ciuchy, całkowicie rozmazany makijaż i włosy w lekkim niełazie, bezwładnie opadające jej na ramiona. Jej niebiesko-zielone oczy połyskują w świetle poranka i uśmiech rozciąga się do niemożliwych rozmiarów. Nie możliwe, że nie boli ją twarz od tego ciągłego uśmiechu.
- Jakieś pół godzinki. Nie chciałem Cię budzić, więc poszedłem się kąpać.
- Jestem głodna. – zmarszczyła brwi.
- Gdy wyjdę, wskoczysz szybko pod prysznic i zabieram Cię stąd. – powiedziałem znikając za kabiną prysznica.
- Gdzie ? - zapytała dalej stojąc w drzwiach łazienki.
- Zobaczysz. – wychyliłem się i poruszałem zabawnie brwiami, na co Amber od razu się roześmiała.
Usłyszałem dźwięk zamykanych się drzwi, więc w spokoju mogłem doprowadzić się do stanu używalności.
***
Zbliża się południe, a my z Louisem przemierzamy ulicę Paryża w poszukiwaniu jakiejś dobrej knajpki. W końcu po niemalże godzinie szukania znaleźliśmy całkiem przytulną, małą restaurację. Jej wystrój był bardzo skromny. Podłogi wyłożone panelami w kolorze mocnej kawy. Ściany pomalowane na pistacjowy kolor, który idealnie się komponował z pistacjowymi obrusami na stołach.
Zasiedliśmy do stołu i wpatrywaliśmy się w menu które nam podano. Restauracja nie słynęła z pewnością z jakiś specjalnie wykwintnych dań, ale cóż się spodziewać po małej knajpce na rogu ulicy.
- Co zamawiamy ? – zapytał Lou odgarniając ręką grzywkę, która wpadała mu w oczy.
- Ja chcę schabowego z frytkami i zestawem surówek – powiedziałam spoglądając na Lou, który wytrzeszczył oczy ze zdziwienia ilustrując mnie wzrokiem. – No co ? Jestem głodna.
- Czy już państwo wybrali ? – zapytała podchodząca do nas kelnerka.
- Tak. Dwa razy schabowy z frytkami i zestawem surówek. – odezwał się Louis.
- Coś do picia ? – zapytała kelnerka zabierając menu.
Lou popatrzał na mnie oczekująco.
- Może być cola. – powiedziała uśmiechając się do kelnerki. Miała niesamowitą urodę. Miała bardzo ciemne oczy oprawione gęstymi rzęsami i długie ciemne, falowane włosy.
- Dla pana również ? – zapytała grzecznie kelnerka odrzucając zalotnie włosy i patrząc na mojego Lou jak na kawałek mięsa. Louis odpowiedział jej skinięciem głowy, na co ta odeszła po drodze odwracając się i puszczając mu oczko.
- Matko… - mruknęłam to siebie. Lou natychmiast spojrzał na mnie i zmierzył wzrokiem.
- Co Ci jest ?
- Udajesz, że nie widzisz ? Ona gapiła się na Ciebie, jakby miała Cię tu wykorzystać na tym stole nie zważając na okoliczności.
- A co zazdrosna ? – zapytał poruszając brwiami w zabawny sposób. – Oj no nie złość się księżniczko.
***
Wychodziliśmy z Amber z restauracji. Z pełnymi brzuchami skierowaliśmy się w stronę parku, aby trochę pospacerować. Powietrze było ciepłe i przyjemne. Świeciło słońce, co zachęciło znaczną część dzielnicy na spacerowanie. W parku roiło się od dzieci na karuzelach, wraz z rodzicami siedzącymi na ławkach niedaleko. Wiele młodych par przechadzało się krętymi dróżkami tutejszego parku. Wkońcu dotarliśmy do jednej z ławek. Siedząc tak wspominaliśmy dawne czasy. Tak wiele mamy wspólnych wspomnień.
- Co dalej zrobisz ? – zapytała cicho Amber przyglądając się grupce dzieci bawiących się w piaskownicy. – Zamieszkasz na zawsze w tym hotelu ?
- Chciałem znaleźć tu mieszkanie. Podoba mi się tu. – powiedziałem nie chcąc wyjawić jej że chcąc nie chcąc, będę musiał wracać.
- Został byś tu ? Na zawsze ? – zapytała z nadzieją w oczach. Nie mogłem jej skrzywdzić i zostawić. Musiałem tutaj zostać.
- To nie takie proste. Wiesz że moi rodzice nie są przygotowani na moją przeprowadzkę. – skłamałem.
Westchnęła tylko cicho i przymknęła oczy. Poszedłem w jej ślady. Siedzieliśmy tak w ciszy, która nam w żaden sposób nie przeszkadzała. Pogrążyliśmy się w swoich myślach, daleko odpływając. Unosząc się jak liście na wietrze, gdzieś daleko w przestrzeń.
***
Przemierzając park natknąłem się na parę. Siedzieli tyłem do mnie i rozmawiali, śmiali się. Co jakiś czas łapali się za rękę lub przytulali. Widok był naprawdę czymś pięknym. Szczęście biło od nich na kilometr. Przybliżając się tak do nich dostrzegłem profil całkiem ładnego chłopaka, o brązowych włosach które wpadały mu do oczu. Do oczu w kolorze błękitnego nieba. W kolorze oceanu. Jego oczy były przepełnione szczęściem. Nagle wstał z ławki obejmując dziewczynę. I usłyszałem ten śmiech… Śmiech Amber. Przyśpieszyłem kroku i zobaczyłem ich. Szli razem śmiejąc się. Byli tak radośni, że nie mogłem na to patrzeć. Natychmiast zerwałem się z miejsca i pobiegłem do domu Amber. Nie wiem nawet w jakim celu. Zniszczę jej sypialnię jak na tandetnych filmach ? Nie mamy żadnych rzeczy które mogły by się jej ze mną kojarzyć. Więc wyniesienie czegokolwiek nie wchodzi w grę.  Ale już wiem…
Jej brat będzie moim ukojeniem. Widziałem jak zerka na mnie. Tylko on może mi pomóc. Wiem ile by dał bym tylko go dotknął.
Dotarłem zmęczony do drzwi wejściowych i zadzwoniłem kilka razy. Po minucie w drzwiach stanął Tom.
- O witaj Harry. – powiedział z uśmiechem na ustach. – Amber nie ma. Wyszła.
- A kto powiedział że przyszedłem do niej ? – powiedziałem z chytrym uśmieszkiem wchodząc do środka. Naparłem na jego ciało tak, że się przesunął. Zamknąłem za sobą drzwi i spojrzałem na niego. Z jego oczu dało się wyczytać strach jak i podniecenie. Jego źrenice momentalnie się rozszerzyły, a usta lekko rozwarły w celu powiedzenia czegoś. Był idealny na ukojenie moich nerwów. Jego delikatne rysy twarzy były niemal dziewczęce. Jego brązowe, połyskujące oczy. Pełne usta. Ciemne włosy zakręcające się lekko tuż przy końcach. W ciemności, można były bo do pomylić z kobietą.
Szybko zmniejszyłem odległość między nami miażdżąc jego usta swoimi. Brunet zaskoczony moim ruchem stał chwilę w osłupieniu.  Wiedziałem, że ich ojciec jest do wieczora w pracy. Wiedziałem, że jesteśmy sami. Podniosłem bruneta na wysokość bioder i czekałem aż oplecie je swoimi nogami. Gdy już to uczynił wniosłem go powoli do góry, rzucając na łóżko. Stanąłem naprzeciw łóżka i widziałem rządzę w jego oczach. Widziałem, że tego chce. Szybkim ruchem zrzuciłem z siebie koszulkę i pochyliłem się nad nim siadając na nim okrakiem. Złączyłem nasze usta w pocałunku, który różnił się od poprzedniego. Nasze języki zawzięcie walczyły o dominację. Jego ręce oplotły moją szyję. Gdy przejechałem ręką po jego udzie jęknął w moje usta. Sprawiło mi to nie małą przyjemność.
Tom chcąc dominować odwrócił mnie na plecy. Zdjął swoje ubrania pozostając w samych bokserkach usadowił się na moich biodrach. Może to i dziwne, ale on mnie naprawdę podniecał. Mimo, że był mężczyzną.
Chłopak składał pocałunki na mojej żuchwie, szyi, nagim torsie, aż jego usta powędrowały do linii spodni. Ochoczo je ze mnie ściągnął i zabrał się za bokserki.
- Przestań ! – powiedziałem patrząc jak bierze mojego członka do ust – Kładź się na brzuchu. – rozkazałem.
***
Louis po spacerze odprowadził mnie do domu. Staliśmy tak pod drzwiami i wymieniliśmy się numerami telefonów. Po krótkiej rozmowie weszłam do domu i zastałam grobową ciszę.
- Halo ? Jest tu ktoś ? – krzyknęłam z nadzieją że ktoś mi odpowie.
Po krótkiej ciszy usłyszałam ciche szepty dochodzące z góry. Natychmiast udałam się do góry. Wchodząc po schodach, słyszałam tylko jak ktoś biega po pokoju mojego brata. Co ten Tom wyrabia ? Wyścigi ?
Otworzyłam z cichym szelestem drzwi i to co zobaczyłam wyprowadziło mnie z równowagi.
- HARRY ! – krzyknęłam zanosząc się szlochem. – Dlaczego ? – zapytałam cicho łkając.


Kochani ! Blog ma już 1000 wyświetleń. Nawet nie wiecie jak baaardzo się cieszę. ; )
Zachęcam was do komentowania i do obserwowania bloga.
Jakoś nie za bardzo jestem zadowolona z tego rozdziału, a szczególnie ze sceny Harry'ego i Toma. Nie umiem pisać takich scen, nie mam w nich wprawy.
Do następnego. ^ ^

CZYTASZ = KOMENTUJ

5 komentarzy:

  1. o matko matko! ale się porobiło! ;o xD już niewiadomo czego się spodziewać po kolejnych rozdziałach, zaskakujesz ;) czekam na więcej! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Straszną radość sprawiają mi Twoje komentarze. Przynajmniej widzę, że ktoś to czyta. ;p
      Dziękuję bardzo. ;*

      Usuń
  2. Przeczytalam tylko ten rozdzial obiecuje nadrobic pozostale :)
    zapraszam : "Violet już drugi raz zostaje sama, jednak poznaje Destiny, dziewczyny nie wiedzą jak bardzo są do siebie podobne i jak łatwo znaleźć im wspólny język."

    wildworld69.blogspot.com/

    XOXO

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się podoba twój blog ♥
    Z niecierpliwością czekam na następną część !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się podoba. I dziękuję za komentarz.
      On momentu dodania rozdziału mój blog został wyświetlony ponad 100 razy, a komentarze prawie wcale nie przybywają.
      Dziękuję jeszcze raz. ;*

      Usuń