środa, 27 lutego 2013

Rozdział 10


Gdzieś między jawą a snem, tańczę w obłokach. Otulona ciepłym powietrzem, unoszę się coraz wyżej. Szum morza, mewy. Leżę tak pośród chmur i odpoczywam. Dzisiaj nareszcie mam spokój. Co dzień mój odpoczynek zakłócają mi znajome głosy. Słyszę płacz, krzyk, błaganie. Jest to strasznie irytujące i nie do zniesienia. Ilekroć słyszę te głosy, z chmur wyjawia się oświetlona ścieżka. Ale po co ? Dokąd ona prowadzi ?

Ścieżka ukazuje mi się coraz rzadziej. Coraz rzadziej słyszę też głosy. Czuję się tutaj trochę samotna. Dąsam się pośród chmur i z coraz większą tęsknotą nasłuchuję jakiś głosów. Spędziłam już tutaj trochę czasu. Nie jestem w stanie powiedzieć ile. Mogą to być dni, miesiące, a nawet lata.

Mijają tak kolejne dni, a ja nadal tutaj siedzę. Jedyne co mnie pociesza to fakt, że usłyszałam głos. Należał do mężczyzny. Ochrypły głos pojawił się tylko na chwilę. Przywitał się ze mną, opowiedział mi jak dzisiaj spędził dzień i jak bardzo ma nadzieję na to że wrócę. Tak, jakbym się gdzieś wybierała.
- Bardzo za Tobą tęsknimy Amber. Wszyscy. – usłyszałam damski głos. – Świadomość, że leżę kilka sali obok i tak rzadko Cię widuję jest straszna. – to była Naomi.- Lekarze nie pozwalają Cię za często odwiedzać. Mówią, że musimy dać Ci odpocząć, jeśli naprawdę chcemy żebyś się wybudziła.
I znów ta cholerna ścieżka…
Bałam się. Serio. Byłam przerażona faktem, że mogła bym błądzić bez celu lub co gorsza, nie wrócić do tego wspaniałego, spokojnego miejsca. Z jednej strony tęskniłam za znajomymi, ale znalazłam się tutaj i bardzo mi tu dobrze. Nie wiem co się stało. Może był koniec świata ? Może podczas mojej wycieczki do lasu kometa trafiła w ziemię ? Kto wie…
Nie ma ryzyka, nie ma zabawy. Jak to mawiała Jess.
Pewnym krokiem ruszyłam w stronę ścieżki.
- Stój ! – krzyknął ktoś za moimi plecami, na co ja momentalnie złapałam się za serce. Prawie zawału dostałam ! – Jesteś pewna, że chcesz wrócić do świata żywych ? – po tym jak usłyszałam pytanie gwałtownie się odwróciłam i ujrzałam niskiego blondyna, ubranego na biało. Jego oczy miały kolor fioletowy, co było dość dziwne.
- Że co proszę ? Chcesz mi powiedzieć, że nie żyję ? – zapytałam nie wierząc w to co powiedział ten chłopak. To przecież niedorzeczne. Mam ciało, umiem mówić. Ba ! Ja nawet chodzę. To nie możliwe, żebym była martwa.
- Jeszcze nie umarłaś. Ale jeśli nie wejdziesz na tą ścieżkę w najbliższym czasie, nie będzie odwrotu. – powiedział tak spokojnie jakby mówił mi, co zjadł dzisiaj na obiad.
Spojrzałam na niego podejrzliwie i zawahałam się. Może on ma racje ?
Weszłam niepewnie na ścieżkę i ruszyłam przed siebie. Co jakiś czas tęsknie zaglądałam przez ramie, ale mimo to się nie rozmyśliłam. Szłam dalej z podniesioną głową. Wędrówka trwała już jakiś czas. Droga wydawała się nie mieć końca. Nuciłam sobie pod nosem piosenkę McFly i poczułam szarpnięcie za nogę.
***
Siedząc tak w silnie oświetlonej sali na małym krześle przy łóżku Amber, spoglądam na jej kruchą twarz. Jest strasznie blada, pod jej długimi rzęsami znajdują się sine półkola, co świadczy o jej przemęczeniu. Walczy już bardzo długo o to, aby do nas wrócić. Ale z biegiem dni były coraz mniejsze szanse na to, że się wybudzi. Nie chcę tracić nadziei. Nie chcę chodź przez chwilę myśleć, że może się nie wybudzić. Wierzę to z całego serca że w końcu zobaczę jej niebiesko-zielone oczy i przywita mnie najwspanialszym z uśmiechów. Uśmiecham się gdy czuję jak jej dłoń ścisnęła moją.
Zaraz, zaraz… co ?! Jak to jej dłoń ścisnęła moją ?! Przecież… To jest niemożliwe.
- Doktorze ! – krzyczę z nadzieją, że ktoś na dyżurze mnie usłyszy. – Doktorze ! – krzyczę jeszcze głośniej i po chwili wbiega lekarz dyżurujący i patrzy na mnie zdziwiony widząc, że z Amber bez zmian.
- Tak ? – pyta bacznie mi się przyglądając. – Wołał mnie pan, prawda ?
- Wołałem. Bo ona ścisnęła mnie za rękę, a to przecież nie możliwe… - zacząłem mając łzy w oczach. Czy to były łzy szczęścia ? Czy może strachu, że to tylko moje urojenie ?
- Zaraz wezwę resztę. Proszę tutaj zostać. – powiedział i wybiegł z pomieszczenia.
Nie musiałem długo czekać aż kilkoro lekarzy i pielęgniarek zbiegnie się wokół Amber. Kazali mi wyjść z pomieszczenia i zasłonili szybę. Nie mogłem jej nawet zobaczyć… Nie wiem co z nią robili, ale mam nadzieję że to ją przywróci do życia…

Dzisiaj krótko, przepraszam. Ale mam straszny natłok nauki i nic na to nie poradzę. ;(
Dziękuję za komentarze pod wcześniejszym rozdziałem. ^ ^
Dziękuję również za wszystkie wyświetlenia. JESTEŚCIE NIESAMOWICI. ; )
Zachęcam was do obserwowania i komentowania.
Pytanie do was. ;p
Jak myślicie, kto siedzi przy łóżku Amber ? Harry, Lou czy może Tom ?

czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział 9


Gdy widzę Harry'ego ubierającego się w pośpiechu i Toma leżącego na łóżku z zamglonymi oczami, natychmiast mam ochotę wybiec. Biorę rozpęd i wybiegam z domu. Już po krótkiej chwili znajduję się na dróżce jakiegoś pobliskiego lasu. Postanawiam zboczyć z trasy i udać się dalej, głębiej lasu. Idę po ściółce. Do moich uszu dobiega szelest gałęzi po których idę, lekki wiatr owiewa moje ramiona i przechodzi mnie dreszcz. Zaczyna robić się strasznie. Powinnam natychmiast wracać, jednak coś mówi mi żebym tu została. Tu nikt mnie nie znajdzie. Postanawiam tu zostać. Przysiadam na miękkim mchu i opieram się o korę drzewa. Wdycham świeże powietrze i wsłuchuję się w śpiew ptaków. Tutaj czuję się szczęśliwa. To mogła być kryjówka dla mnie i dla ludzi których kocham. Dla Louisa, Jess i Naomi.
Po chwili rozmyślania zadzieram głowę do góry i widzę jak ptaki wesoło ćwierkają mi nad głową. Promienie słońca, próbują przedostać się przez szczeliny w koronach drzew. Mogła bym tu zostać na wieki.

Krzyk…

Strzał…

Cisza…

Poderwałam się z miejsca rozważając ucieczkę. Jednak moje nogi zadecydowały inaczej. Biegłam przed siebie, biegłam w stronę z której usłyszałam krzyk. Biegłam dobre pięć minut i dalej nic. Nikogo nie widziałam.
- Uciekaj ! – usłyszałam nagle.
Mimo wołania kobiecego głosu biegłam dalej. Nagle świat zawirował. Osunęłam się powoli na ziemie, widząc korony drzew, które rozmazały się w niewyraźny obraz. Upadłam na ziemię i oddychałam ciężko. Poczułam silne dreszcze i ból głowy. Odruchowo złapałam się za nią.
Krew… Zobaczyłam krew na mojej dłoni. Odchyliłam lekko głowę i przymknęłam oczy. Czułam jakbym zasypiała. Czułam się tak, jakbym fruwała szczęśliwa, bez żadnych zmartwień. Unosiłam się lekko, jak liście na wietrze. Włosy tańczyły dookoła mnie, muskając moją szyję i ramiona. Śpiewałam razem z ptakami. Wszystko wydawało się być tak piękne.
***
Siedziałem właśnie przed telewizorem, oglądając jakiś nudny program kulinarny. Podniosłem się z kanapy w celu pójścia do toalety. Natomiast coś mi na to nie pozwoliło.
„ Wiadomość z ostatniej chwili ! Znaleziono mordercę, od dawna poszukiwanego. Ostatnią jego ofiarą padła Amber Collins. Znajduje się teraz w klinice przy ulicy Rue de la Cite. „
Patrzałem na spikera ogłaszającego tą wiadomość i nie mogłem w to uwierzyć. Patrzałem na telewizor bez mrugnięcie okiem, analizując każde słowo mężczyzny. Natychmiast ubrałem buty i wybiegłem z hotelu. Pędząc po schodach wpadłem na kilka osób, tylko krzyknąłem krótkie przepraszam i dalej gnałem do wyjścia.
- Na Rue de la Cite ! – powiedziałem zamykając drzwi taksówki. Jadąc bardzo powoli, nerwowo kręciłem się na fotelu z tyłu, na co taksówkarz posyłał mi krótkie spojrzenia. Poruszaliśmy się ślimaczym tempem bo utkwiliśmy w korku. – Przepraszam, daleko stąd jest ta ulica ?
- Trzecia ulica w prawo chłopcze. – odpowiedział starszy mężczyzna siedzący za kierownicą.
- To ja już dziękuję. Wysiadam. – odparłem i już chciałem wysiadać, gdy mężczyzna odchrząknął znacząco. No ładnie… Nie zabrałem portfela… Z zażenowania spuściłem wzrok i jedyne co mi przyszło do głowy, to zdjęcie zegarka. Był o wieeeele droższy niż ta krótka trasa taksówką, ale cóż innego mogłem zrobić. Zdjąłem go i podałem wyraźnie zadowolonemu mężczyźnie.
Szybko gnałem ulicami zatłoczonego Paryża, aż dotarłem do celu. Wbiegłem na korytarz i odszukałem kogoś, kto mógł by wiedzieć cokolwiek o Amber. Zza roku wyłoniła się pielęgniarka, więc natychmiast do niej podbiegłem.
- Przepraszam bardzo. Orientuje się pani gdzie leży Amber Collins ? Przywieziono ją tutaj dzisiaj.
Pielęgniarka tylko spojrzała na mnie i czule pogładziła mnie to policzku. Nie wróżyło to nic dobrego.
- Jesteś kimś z jej rodziny ? – zapytała, na co ja pokiwałem przecząco głową. – Niestety nie mogę Ci pomóc.
- Jestem jej najlepszym przyjacielem. Znam ją od bardzo dawna. Muszę do niej iść ! – zaczynałem histeryzować. Czy ta kobieta nie rozumie że ja MUSZĘ ją zobaczyć ?
- Chodź ze mną. Zobaczymy, co da się zrobić.
Tak jak powiedziała – tak zrobiłem. Szybkim krokiem przemierzaliśmy korytarze, aż doszliśmy do windy. Nastała krępująca cisza a ja tylko patrzałem na ekran informujący, że jesteśmy dopiero na szóstym piętrze… siódmym… ósmym…
- Na którym piętrze leży Amber ? – zapytałem nie spoglądając na kobietę.
- Na dwunastym. – odparła, a ja w duchu modliłem się, żeby ta cholerna winda jechała szybciej.
Gdy drzwi windy się otworzyły natychmiast skręciliśmy w korytarz na lewo. Po chwili marszu zatrzymaliśmy się przy drzwiach z numerem 127. Przylgnąłem do szyby oddzielającej korytarz od pomieszczenia, w którym znajdowała się Amber. Leżała na łóżku. Była podłączona do chyba każdej możliwej aparatury. W jej ciało było powbijane pełno wenflonów. Jej głowa była pokryta bandażem. Wyglądała tak słabą, że miałem ochotę tam wbiec i ją przytulić. Miała przymknięte oczy i głęboko oddychała.
Nagle na moim ramieniu poczułem czyjąś dłoń. Obróciłem się i zobaczyłem Jess. Najlepszą przyjaciółkę Amber. Która kiedyś wraz z nami spędzała czas. Potem, gdy Amber poszła do liceum utrzymywała kontakt tylko z nią. Blondynka miała silnie opuchnięte i przekrwione oczy. Momentalnie rozchyliłem ramiona. Wtuliła się we mnie cicho łkając i mówiąc że damy sobie radę. Że wszystko będzie w porządku. Oboje staliśmy przytuleni spoglądając w szybę.
- Tobie też nie pozwoliła wejść ? – zapytałem.
- Tak… powiedziała że musimy czekać na jej ojca. Gdy on wyrazi zgodę na nasze wejście to dopiero wtedy ją zobaczymy. – powiedziała cicho, a zaraz po jej słowach nastała cisza.


Kochani ! Od dodania ostatniej notki przybyło ponad 200 wyświetleń. Bardzo mnie to cieszy, że tak chętnie czytacie mój blog. Ale mam do was prośbę. Zostawcie krótki komentarz. Może to być tylko słowo: Przeczytałam/łem.
Wiem że Was stać na to, więc następny rozdział ukaże się wtedy gdy pod tym rozdziałem będzie 5 komentarzy ( nie wliczając w to moich odpowiedzi ).

wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział 8


W poniższym rozdziale znajdują się sceny miłości męsko-męskiej. Czytasz na własną odpowiedzialność.

Budzi mnie wschodzące słońce próbujące dostać się do pokoju, przez szczeliny w zasłonach. Do moich nozdrzy, dostaje się zapach wiśni. Zapach mojej młodości. Zapach mojego sensu życia. Czuję kogoś wtulającego się z moje ramię. Otwieram powieki i zastaję najbardziej rozczulający widok, jaki można sobie wyobrazić. Obok mnie śpi Amber, z lekko otwartymi ustami, które mamroczą coś przez sen. Jestem pewien, że sen w którym teraz jest pogrążona, nie należy do spokojnych. Co chwilę marszczy nos w śmieszny sposób, tak jak to robiła kiedyś, gdy złościła się na mnie.
Podnoszę się powoli z łóżka i udaje się do łazienki. Staję przed lustrem i jedyne co widzę to moje potargane włosy i podkrążone oczy. No tak… Rozmawialiśmy wczoraj prawie całą noc. Kilka godzin snu nie zapewniło mi odpowiedniego wypoczynku.
Szybko zrzucam z siebie wczorajsze ciuchy i wskakuję pod prysznic. Oddając się ten wspaniałej i błogiej chwili słyszę skrzypnięcie…
Skrzypnięcie drzwi.
- Jak długo już nie śpisz ? – pyta się mnie znajomy głos.
Wychylam głowę z kabiny i ilustruję ją wzrokiem. Ma na sobie wczorajsze ciuchy, całkowicie rozmazany makijaż i włosy w lekkim niełazie, bezwładnie opadające jej na ramiona. Jej niebiesko-zielone oczy połyskują w świetle poranka i uśmiech rozciąga się do niemożliwych rozmiarów. Nie możliwe, że nie boli ją twarz od tego ciągłego uśmiechu.
- Jakieś pół godzinki. Nie chciałem Cię budzić, więc poszedłem się kąpać.
- Jestem głodna. – zmarszczyła brwi.
- Gdy wyjdę, wskoczysz szybko pod prysznic i zabieram Cię stąd. – powiedziałem znikając za kabiną prysznica.
- Gdzie ? - zapytała dalej stojąc w drzwiach łazienki.
- Zobaczysz. – wychyliłem się i poruszałem zabawnie brwiami, na co Amber od razu się roześmiała.
Usłyszałem dźwięk zamykanych się drzwi, więc w spokoju mogłem doprowadzić się do stanu używalności.
***
Zbliża się południe, a my z Louisem przemierzamy ulicę Paryża w poszukiwaniu jakiejś dobrej knajpki. W końcu po niemalże godzinie szukania znaleźliśmy całkiem przytulną, małą restaurację. Jej wystrój był bardzo skromny. Podłogi wyłożone panelami w kolorze mocnej kawy. Ściany pomalowane na pistacjowy kolor, który idealnie się komponował z pistacjowymi obrusami na stołach.
Zasiedliśmy do stołu i wpatrywaliśmy się w menu które nam podano. Restauracja nie słynęła z pewnością z jakiś specjalnie wykwintnych dań, ale cóż się spodziewać po małej knajpce na rogu ulicy.
- Co zamawiamy ? – zapytał Lou odgarniając ręką grzywkę, która wpadała mu w oczy.
- Ja chcę schabowego z frytkami i zestawem surówek – powiedziałam spoglądając na Lou, który wytrzeszczył oczy ze zdziwienia ilustrując mnie wzrokiem. – No co ? Jestem głodna.
- Czy już państwo wybrali ? – zapytała podchodząca do nas kelnerka.
- Tak. Dwa razy schabowy z frytkami i zestawem surówek. – odezwał się Louis.
- Coś do picia ? – zapytała kelnerka zabierając menu.
Lou popatrzał na mnie oczekująco.
- Może być cola. – powiedziała uśmiechając się do kelnerki. Miała niesamowitą urodę. Miała bardzo ciemne oczy oprawione gęstymi rzęsami i długie ciemne, falowane włosy.
- Dla pana również ? – zapytała grzecznie kelnerka odrzucając zalotnie włosy i patrząc na mojego Lou jak na kawałek mięsa. Louis odpowiedział jej skinięciem głowy, na co ta odeszła po drodze odwracając się i puszczając mu oczko.
- Matko… - mruknęłam to siebie. Lou natychmiast spojrzał na mnie i zmierzył wzrokiem.
- Co Ci jest ?
- Udajesz, że nie widzisz ? Ona gapiła się na Ciebie, jakby miała Cię tu wykorzystać na tym stole nie zważając na okoliczności.
- A co zazdrosna ? – zapytał poruszając brwiami w zabawny sposób. – Oj no nie złość się księżniczko.
***
Wychodziliśmy z Amber z restauracji. Z pełnymi brzuchami skierowaliśmy się w stronę parku, aby trochę pospacerować. Powietrze było ciepłe i przyjemne. Świeciło słońce, co zachęciło znaczną część dzielnicy na spacerowanie. W parku roiło się od dzieci na karuzelach, wraz z rodzicami siedzącymi na ławkach niedaleko. Wiele młodych par przechadzało się krętymi dróżkami tutejszego parku. Wkońcu dotarliśmy do jednej z ławek. Siedząc tak wspominaliśmy dawne czasy. Tak wiele mamy wspólnych wspomnień.
- Co dalej zrobisz ? – zapytała cicho Amber przyglądając się grupce dzieci bawiących się w piaskownicy. – Zamieszkasz na zawsze w tym hotelu ?
- Chciałem znaleźć tu mieszkanie. Podoba mi się tu. – powiedziałem nie chcąc wyjawić jej że chcąc nie chcąc, będę musiał wracać.
- Został byś tu ? Na zawsze ? – zapytała z nadzieją w oczach. Nie mogłem jej skrzywdzić i zostawić. Musiałem tutaj zostać.
- To nie takie proste. Wiesz że moi rodzice nie są przygotowani na moją przeprowadzkę. – skłamałem.
Westchnęła tylko cicho i przymknęła oczy. Poszedłem w jej ślady. Siedzieliśmy tak w ciszy, która nam w żaden sposób nie przeszkadzała. Pogrążyliśmy się w swoich myślach, daleko odpływając. Unosząc się jak liście na wietrze, gdzieś daleko w przestrzeń.
***
Przemierzając park natknąłem się na parę. Siedzieli tyłem do mnie i rozmawiali, śmiali się. Co jakiś czas łapali się za rękę lub przytulali. Widok był naprawdę czymś pięknym. Szczęście biło od nich na kilometr. Przybliżając się tak do nich dostrzegłem profil całkiem ładnego chłopaka, o brązowych włosach które wpadały mu do oczu. Do oczu w kolorze błękitnego nieba. W kolorze oceanu. Jego oczy były przepełnione szczęściem. Nagle wstał z ławki obejmując dziewczynę. I usłyszałem ten śmiech… Śmiech Amber. Przyśpieszyłem kroku i zobaczyłem ich. Szli razem śmiejąc się. Byli tak radośni, że nie mogłem na to patrzeć. Natychmiast zerwałem się z miejsca i pobiegłem do domu Amber. Nie wiem nawet w jakim celu. Zniszczę jej sypialnię jak na tandetnych filmach ? Nie mamy żadnych rzeczy które mogły by się jej ze mną kojarzyć. Więc wyniesienie czegokolwiek nie wchodzi w grę.  Ale już wiem…
Jej brat będzie moim ukojeniem. Widziałem jak zerka na mnie. Tylko on może mi pomóc. Wiem ile by dał bym tylko go dotknął.
Dotarłem zmęczony do drzwi wejściowych i zadzwoniłem kilka razy. Po minucie w drzwiach stanął Tom.
- O witaj Harry. – powiedział z uśmiechem na ustach. – Amber nie ma. Wyszła.
- A kto powiedział że przyszedłem do niej ? – powiedziałem z chytrym uśmieszkiem wchodząc do środka. Naparłem na jego ciało tak, że się przesunął. Zamknąłem za sobą drzwi i spojrzałem na niego. Z jego oczu dało się wyczytać strach jak i podniecenie. Jego źrenice momentalnie się rozszerzyły, a usta lekko rozwarły w celu powiedzenia czegoś. Był idealny na ukojenie moich nerwów. Jego delikatne rysy twarzy były niemal dziewczęce. Jego brązowe, połyskujące oczy. Pełne usta. Ciemne włosy zakręcające się lekko tuż przy końcach. W ciemności, można były bo do pomylić z kobietą.
Szybko zmniejszyłem odległość między nami miażdżąc jego usta swoimi. Brunet zaskoczony moim ruchem stał chwilę w osłupieniu.  Wiedziałem, że ich ojciec jest do wieczora w pracy. Wiedziałem, że jesteśmy sami. Podniosłem bruneta na wysokość bioder i czekałem aż oplecie je swoimi nogami. Gdy już to uczynił wniosłem go powoli do góry, rzucając na łóżko. Stanąłem naprzeciw łóżka i widziałem rządzę w jego oczach. Widziałem, że tego chce. Szybkim ruchem zrzuciłem z siebie koszulkę i pochyliłem się nad nim siadając na nim okrakiem. Złączyłem nasze usta w pocałunku, który różnił się od poprzedniego. Nasze języki zawzięcie walczyły o dominację. Jego ręce oplotły moją szyję. Gdy przejechałem ręką po jego udzie jęknął w moje usta. Sprawiło mi to nie małą przyjemność.
Tom chcąc dominować odwrócił mnie na plecy. Zdjął swoje ubrania pozostając w samych bokserkach usadowił się na moich biodrach. Może to i dziwne, ale on mnie naprawdę podniecał. Mimo, że był mężczyzną.
Chłopak składał pocałunki na mojej żuchwie, szyi, nagim torsie, aż jego usta powędrowały do linii spodni. Ochoczo je ze mnie ściągnął i zabrał się za bokserki.
- Przestań ! – powiedziałem patrząc jak bierze mojego członka do ust – Kładź się na brzuchu. – rozkazałem.
***
Louis po spacerze odprowadził mnie do domu. Staliśmy tak pod drzwiami i wymieniliśmy się numerami telefonów. Po krótkiej rozmowie weszłam do domu i zastałam grobową ciszę.
- Halo ? Jest tu ktoś ? – krzyknęłam z nadzieją że ktoś mi odpowie.
Po krótkiej ciszy usłyszałam ciche szepty dochodzące z góry. Natychmiast udałam się do góry. Wchodząc po schodach, słyszałam tylko jak ktoś biega po pokoju mojego brata. Co ten Tom wyrabia ? Wyścigi ?
Otworzyłam z cichym szelestem drzwi i to co zobaczyłam wyprowadziło mnie z równowagi.
- HARRY ! – krzyknęłam zanosząc się szlochem. – Dlaczego ? – zapytałam cicho łkając.


Kochani ! Blog ma już 1000 wyświetleń. Nawet nie wiecie jak baaardzo się cieszę. ; )
Zachęcam was do komentowania i do obserwowania bloga.
Jakoś nie za bardzo jestem zadowolona z tego rozdziału, a szczególnie ze sceny Harry'ego i Toma. Nie umiem pisać takich scen, nie mam w nich wprawy.
Do następnego. ^ ^

CZYTASZ = KOMENTUJ

sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 7


Chodzę nerwowo po hotelowym pokoju i nie mam pojęcia co robić. Dlaczego stchórzyłem i się nie odezwałem ? Niepotrzebnie się bałem. Nawet gdyby nie wyszło, wrócił bym. A nie siedział tutaj i się zadręczał. Dobrze pamiętam, jak w dzieciństwie dobrze się dogadywaliśmy.
Pamiętam, jak potrafiliśmy spędzić razem cały dzień w moim mieszkaniu, podczas gdy moja rodzicielka była w pracy. Spędzaliśmy cały dzień na oglądaniu filmów. Zawsze wyglądałaś tak zabawnie, jak dopingowałaś bohaterów lub krzyczałaś wprost do telewizora, by czegoś nie robili. Potem padałaś ze zmęczenia na kanapie, a ja przenosiłem Cię na rękach do mojego pokoju, otulając  kołdrą. To urocze, jak mówiłaś przez sen wtulona we mnie. Czułaś we mnie oparcie, a ja to zaprzepaściłem. Zawsze pierwszym widokiem jaki zastawałem rano, to była Twoja uśmiechnięta twarz. Twoje włosy żałośnie powykręcane w każdą stronę. Twój rozmazany makijaż z poprzedniego dnia. Twoje malutkie, nieliczne piegi na nosie. Byłaś idealna w każdym calu. Kochałem Cię. Ty mnie również. Ale dlaczego to się rozpadło ? Dlaczego nie było mi dane wyznać Ci, jak bardzo Cię kocham.
Tak bardzo lubiłem spędzać z Tobą czas. Jak widziałem jak cieszysz się – ja również się cieszyłem. Jak płakałaś – również płakałem. Jedyne co mogę teraz zrobić, to przestać się użalać nad sobą, tylko pomyśleć jak Cię odzyskać…
***
Wpatrując się dalej w test ciążowy ściskam mocno dłonie krzyżując palce, tak jakby modlitwa mogła coś pomóc. Gdyby okazało się, że jestem w ciąży co bym powiedziała tacie ? Co gorsza… Co bym powiedziała mamie ? Że dopiero co wyjechałam i już mam dziecko ? Z chłopakiem, który nie jest pewny swoich uczuć ?
- Całe szczęście – mówię odczuwając niesamowitą ulgę. Widzę jak Harry momentalnie też wydycha ze świstem powietrze i opada ciężko plecami na kanapę. – Lepiej będzie jak to wyrzucę gdzieś po drodze. I tak miałam jechać do sklepu, bo zauważyłam, że tata nie ma dobrego gustu jeśli chodzi o kawę w domu.
- Dobrze, to ja już pójdę. – odzywa się do mnie i nachyla w moim kierunku. Składa na moim policzku delikatny pocałunek i już po chwili widzę jak ubiera swoje buty i wychodzi z domu.
W pośpiechu biorę kluczyki od auta i test ciążowy. Zasiadając za kierownicą cieszę się w duchu, że tata ma kilka aut. Dzięki temu mogę wszędzie pojechać gdy jest w pracy. Naciskam pedał gazu i z piskiem opon odjeżdżam.
- Oby mnie nie złapała policja – mruknęłam do siebie. Nie chcę nawet wiedzieć co by mi zrobili za nieposiadanie prawa jazdy.
***
Idąc tak w ulewie, słyszę nadciągające auto zza moich pleców z niesamowitą prędkością. Momentalnie zostaje cały ochlapany.
- Uważaj jak jeździsz ! – krzyczę rozzłoszczony. Auto zatrzymuje się. No tak… Pewnie teraz kierowca opieprzy mnie za to, że jeszcze śmiem mieć jakiś problem skoro sam idę tak blisko pobocza. A auta wyłania się kobieta. W zasadzie to dziewczyna. Wygląda na trochę młodszą ode mnie. Ma długie blond włosy, spięte w luźny kucyk. W błyskawicznym tempie odwraca się w moją stronę i idzie szybkim krokiem. Zamieram…
To Amber. To ona mnie ochlapała. To ona teraz zmierza w moim kierunku.
Gdy już podchodzi bliżej dostrzegam zdziwienie w jej niebiesko-zielonych oczach. Widzę jak zakrywa usta ręką i przygląda mi się z odległości jakiś 3 metrów i ani nie zamierza się ruszyć.
- Amber… - odzywam się niepewnie.
- Matko ! Louis ! To ty ? – pyta wciąż tkwiąc w szoku. Podchodzi do mnie powoli cały czas mi się przyglądając. – Jesteś cały przemoczony. Chodź, odwiozę Cię do domu. Po drodze wszystko mi opowiesz. Właściwie jak się dostałeś do Paryża ?
- Mieszkam tutaj tymczasowo. W hotelu.
***
- No więc tak wygląda mój pokój. – mówię zerkając przez ramię by zobaczyć jej reakcję. Stoi tuż za mną i uśmiecha się blado. Wymija mnie szybkim krokiem i wchodzi do mojego hotelowego pokoju.
- Więc co tutaj Cię sprowadza ? – pyta nie patrząc na mnie.
- Ty. – odpowiadam z nadzieją, że głos mi nie drży.
- Jak to ja ? – pyta i obraca się. Wlepia we mnie swoje niebiesko-zielone oczy i podchodzi bliżej. – Louis… Jak to ja ? Co chcesz przez to powiedzieć ? Że przyjechałeś tu dla mnie ?
- Tak Amber. Właśnie to chcę powiedzieć. Cały czas obwiniam się za to że pozwoliłem Ci się oddalić. Że pozwoliłem Ci o mnie zapomnieć.
- Nigdy o Tobie nie zapomniałam Louis. Jesteś wciąż moim Louisem. – powiedziała uśmiechając się, a po mojej głowie wciąż odbijały się jej słowa. Jestem JEJ Louisem.
Podeszła do mnie, a ja automatycznie rozchyliłem ramiona tak, by mogła się we mnie wtulić. Stałem tak przytulając ją i wdychając zapach jej włosów. Pachniały jak wiśnie. Zawsze tak pachniały.
- Proszę. Zostań. – powiedziała błagalnie, delikatnie unosząc głowę i spoglądając w moje oczy.
- Nigdzie się nie wybieram. – powiedziałem i przycisnąłem usta do jej czoła. – Zostanę na tak długo jak będziesz tego chciała.
- Cieszę się Lou.
***
Leżąc tak z Louisem na jego hotelowym łóżku, wspominaliśmy jak byliśmy mali. Jak zawsze po szkole chodziliśmy razem na boisko pograć w kosza, śmiejąc się z mojego brata, że grał gorzej od nas. Nie mogłam narzekać na dzieciństwo. Do czasu rozwodu moich rodziców wszystko układało się świetnie.
- Myślisz że mogła bym tutaj dzisiaj zostać ? – zapytałam nagle.
- Oh, Amber. Jasne że możesz. Ale twój tata nie będzie zły ?
- Nie będzie. Przecież wie że się przyjaźnimy. – powiedziałam wtulając się z Louisa.

Niestety nie udało mi się napisać więcej. Mój laptop się ostatnio buntuje. I uwierzcie mi, że nie chce pisać tego samego rozdziału kilka razy.
Mam do was prośbę. Widzę, że wyświetlenia z każdym dniem rosną. Ale komentarzy coś ostatnio nie przybywa. Jest ich coraz mniej. ; (
Czytasz = komentuj
To dla mnie bardzo ważne i motywuje mnie do dalszej pracy. ;*

niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział 6


Gdy wstaję rano czuję, że w moim żołądku dzieje się coś niedobrego. Zrywam się natychmiast z łóżka i biegnę w stronę łazienki.
- Kochanie co się stało ? – słyszę jego głos dobiegający z pokoju w którym spaliśmy, z pokoju, w którym prawdopodobnie poczęliśmy dziecko.
- Nic, nic… Tylko źle się poczułam – mówiąc to, widziałam z oczach Harry’ego zmartwienie. Nie chciałam go okłamywać. W sumie sama nie wiem czy to kłamstwo. Dalej mam cichą nadzieję, że to nie jest spowodowane tym… co może znajdować się we mnie.
***
- Wróciłem ! – usłyszałam jego krzyk na dole. Szybko zbiegłam po schodach i zobaczyłam Harry’ego stojącego z… testem ciążowym ?!
- Harry, proszę Cię… Nie żartuj nawet…
- Nic Ci nie zaszkodzi, a przynajmniej będziemy mieli pewność.
Przytaknęłam na znak zgody. Udałam się do łazienki i postąpiłam zgodnie z instrukcją. Nie mogłam dopuścić myśli, że mogła bym być w ciąży z chłopakiem którego prawie nie znam… Jestem przecież jeszcze młoda. Mam dopiero siedemnaście lat. Teraz powinnam się dobrze bawić i imprezować, a nie wychowywać dziecko ! To po prostu niemożliwe.
Wyszłam z łazienki chwiejnym krokiem i przysiadłam obok chłopaka. Widziałam, że był równie zestresowany jak ja. A co powie na to mój ojciec ? Że pod jego dachem uprawiałam seks z prawie obcym kolesiem ? Mam nadzieję, że jak wróci z pracy nie będę musiała go uświadamiać, że zostanie dziadkiem.
- A co jeśli się okaże, że będziemy mieli dziecko ? – zapytałam Harry’ego, lecz ten nie udzielił mi odpowiedzi. Wciągnął głośno powietrze i wpatrywał się w test. To były najdłuższe trzy minuty w moim życiu.
***
Postanowiłem zrobić niespodziankę mojej przyjaciółce. Mimo iż znamy się od urodzenia, to w pewnym momencie nasze drogi się rozeszły. Kiedyś zawsze nierozłączni, teraz tak zupełnie sobie obcy. Mój wylot to Paryża był całkowicie spontaniczny. No bo co jej powiem?! No co?! „Cześć, pamiętasz mnie?”. Chyba upadłem na głowę.
Przemierzam właśnie ulice Paryża w taxi i układam sobie w głowie to, co mógłbym jej powiedzieć. Tak dawno z nią nie rozmawiałem. Mimo to dalej coś do niej czuję. Czy to właściwie normalne? Od kilku lat obserwuję jej facebooka i nie mogę oderwać oczu od jej zdjęć. Mam cichą nadzieję ,że przyjmie mnie z otwartymi ramionami. Że powie jak bardzo tęskniła.
- To tutaj. – odpowiada starszy pan za kierownicą. Daję mu należną gotówkę i udaję się z niewielkim bagażem w stronę hotelowej recepcji. Miła kobieta wręcza mi klucz do mojego pokoju i posyła mi ciepły uśmiech.
Pokój jest bardzo ładnie urządzony. Posiada przestronną sypialnię skomponowaną w ciepłych beżach. Ściany ozdobione są w liczne obrazy, a dywan jest bardzo przyjemny na stóp. Na środku pokoju znajduje się duże łóżko, a naprzeciw niego spora komoda. W pokoju również znajduje się wejście do łazienki która jest… jak to łazienka. Ma wannę, toaletę i umywalkę. Chyba reszty nie muszę opisywać, prawda ?

Z trzęsącymi się dłońmi wybieram numer Amber i naciskam zieloną słuchawkę, modląc się aby nie zmieniła numeru. Do moich uszu dobiega sygnał.
- Całe szczęście. – mruknąłem do siebie.
Po trzech sygnałach usłyszałem jej aksamitny głos. Zamarłem. Nie wiedziałem co powiedzieć. Jakby zareagowała na wieść, że to ja do niej dzwonię ? Że nie odzywałem się tyle czasu, a teraz nagle powracam ? To był głupi pomysł by tu przyjechać. Mogłem spędzić te wakacje w Londynie, a nie w Paryżu robiąc sobie niepotrzebne nadzieje…
- Halo ? – odezwała się po raz kolejny. – Jest tam ktoś ?
Nie mogłem się odezwać. Coś mi na to nie pozwalało. A co jeśli ona mnie wyśmieje ? Szybko przycisnąłem czerwoną słuchawkę.
- Jesteś żałosny Louis. – powiedziałem do siebie.

Dzisiaj niestety krótko. Ale mam ferie, więc rozdziały będą częściej dodawane.
Chciałam podziękować wszystkim czytelnikom. Dziękuję za ponad 700 wyświetleń!
Mam nadzieję, że spodobał wam się pomysł z narracją drugiej osoby. ;p
Proszę wszystkich, którzy to czytają o opinię. Co zmienić, co dodać, co poprawić. To naprawdę bardzo ważne dla mnie.